Na początku kwietnia czeka nas szczyt trzeciej fali pandemii. "Będzie trudno, ale nie aż tak źle, jak było jesienią" - oceniają naukowcy z zespołu covidowego Uniwersytetu Warszawskiego. Najnowsza prognoza uwzględnia między innymi pojawienie się brytyjskiego wariantu wirusa w Polsce i ostatni wzrost liczby zakażeń.
Według przewidywań zespołu dzienna liczbą zachorowań nie powinna być wyższa niż 20 tys., liczba pacjentów w szpitalach może zbliżyć się nawet do 25 tys., a liczba osób, które będą potrzebowały respiratora może przekroczyć 3 tys.
W okolicach Wielkanocy znów możemy znaleźć się na granicy wydolności systemu opieki medycznej - ostrzega doktor Jakub Zieliński.
Naszym zdaniem sytuacja będzie lepsza niż jesienią, co nie oznacza, że dobra. Już jesteśmy na granicy wydolności systemu. Dalsze wzrosty spowodują, że tę granicę przekroczymy, czyli znowu będziemy mieli sytuacje, takie jakie były jesienią, że karetki czekają przed szpitalem. Te kolejki będą krótsze, ale będą - ocenia naukowiec.
Trudna sytuacja na Warmii i Mazurach, jak wskazuje naukowiec, wynika z nałożenia się szczytu drugiej fali, która na północ dopiero dotarła, a także dużej liczby infekcji wariantem brytyjskim.
Ten wariant przejdzie na całą Polskę, ale nie z Warmii, on tu już po prostu jest i będzie wypierał dotychczasowe zachorowania - dodaje dr Zieliński i ocenia, że sytuacja w całym kraju powinna zacząć poprawiać się na początku maja.
Dalszy rozwój pandemii ciężko na razie przewidywać, bo jest zbyt dużo zmiennych - ocenia zespół covidowy UW. Według naukowców, musimy się nauczyć żyć z wirusem, bo może z nami pozostać na dłużej.
Najprawdopodobniej tego wirusa się nie pozbędziemy. Nie będzie już raczej tak ciężkich lockdownów, ale część obostrzeń będzie musiała pozostać. Pozostaną maseczki, gdy będziemy chodzić do lekarza, co nie jest niczym złym - mówi naukowiec i dodaje, że na skutek szczepień i przechorowania Covid-19 przez większość populacji kolejne infekcje będą mniej "zjadliwe".