Sukces wiosną, porażka jesienią - tak rok pandemii w naszym kraju podsumowują naukowcy z Akademii Leona Koźmińskiego, University of Bath, London School of Hygiene and Tropical Medicine i Europejskiego Obserwatorium Nierówności Zdrowotnych w Kaliszu. Porównanie sytuacji w Polsce, krajach Grupy Wyszehradzkiej i kilku krajach zachodnich wskazuje na trzy elementy, które wiosną miały kluczowe znaczenie, stanowczość ograniczeń, szybkość i zdecydowanie w ich wprowadzeniu, a także powszechny i wysoki stopień ich przestrzegania. Tych elementów zabrakło w drugiej fazie pandemii – mówi RMF FM kierownik badania, prof. Łukasz Gruszczyński z Akademii Leona Koźmińskiego.
Grzegorz Jasiński: Panie profesorze, w tych dniach będziemy obchodzić - niestety - już rocznicę pandemii koronawirusa i państwo przygotowaliście pracę, która ma możliwie obiektywnie, w sposób naukowy ocenić, jak polski rząd, jak polskie społeczeństwo reagowało na tę pandemię. To jest trudne pytanie. Ustalenie współcześnie prawdy obiektywnej bywa czasem trudne. Jak państwo wzięliście się do tej pracy?
Prof. Łukasz Gruszczyński: To, co było dla nas impulsem do rozpoczęcia tych badań, to był zupełnie inny przebieg pandemii wiosną 2020 roku, a tym okresem, który widzieliśmy po wakacjach, właściwie od połowy września, skończywszy na końcu roku. Było dla nas zastanawiające, dlaczego mieliśmy do czynienia z zupełnie inną dynamiką. Teraz, z perspektywy roku można powiedzieć, że ten pierwszy etap obszedł się z nami bardzo łagodnie. My uważamy - i to chcieliśmy pokazać również w naszej pracy - że to nie był żaden łut szczęścia, ciężko na to zapracowaliśmy, żeby on się obszedł z nami łagodnie. Natomiast bardzo źle wypada na tym tle ten okres powakacyjny, czyli jesienna fala, który obszedł się z Polską bardzo okrutnie. Tutaj nie mieliśmy wątpliwości, że jesienny przebieg pandemii był u nas dużo gorszy niż w pozostałych krajach Unii Europejskiej, które porównywaliśmy. W związku z tym pojawia się pytanie, dlaczego. W odpowiedzi, której udzieliliśmy, skupiliśmy się na trzech elementach, które naszym zdaniem odróżniają wiosenną fazę od fazy jesiennej. Tym pierwszym elementem była restrykcyjność wprowadzonych przez rząd ograniczeń. Drugi element to był moment, w którym one zostały wprowadzone. I tutaj również widzimy, że zareagowaliśmy bardzo wcześnie, wyprzedzająco, wiosną, a jesienią trochę się zagapiliśmy i te restrykcje były wprowadzane w dużym niedoczasie. Trzecim elementem, który zidentyfikowaliśmy jako istotny dla wyjaśnienia tej zagadki, to było podejście obywateli do ogłaszanych restrykcji. I tak jak w okresie wiosennym możemy mówić o dość powszechnym i wysokim stopniu przestrzegania ograniczeń, tak to się w okresie wakacyjnym i powakacyjnym gdzieś rozmyło. Komunikacja ze strony rządu była bardzo niejednoznaczna, co nie sprzyjało przestrzeganiu reguł, bo tak naprawdę nie było wiadomo, czy mamy brać je na serio, czy nie. I to był ten trzeci element, który odróżniał od siebie te dwie fazy pandemii ze wszystkimi tego skutkami.
Zanim przejdziemy do tych szczegółów dotyczących wiosny i jesieni, chciałbym jeszcze zapytać, z kim państwo nas, czyli Polskę porównywali?
Bezpośrednim punktem odniesienia dla nas były pozostałe trzy kraje Grupy Wyszehradzkiej, czyli Czechy, Słowacja i Węgry. Natomiast pokusiliśmy się również o odniesienie tych zjawisk, które miały miejsce w Polsce do sytuacji w wybranych krajach zachodnich. To były Francja, Niemcy, Hiszpania i Wielka Brytania.
Świadomie zrezygnowaliście państwo z analizy sytuacji we Włoszech...
Tak, to była świadoma decyzja, ponieważ Włochy były pierwszym krajem Europy, który musiał zmierzyć się z pandemią. W związku z tym uznaliśmy, że ten element zaskoczenia, który tam był obecny, nie pozwala na takie porównania, jakie chcieliśmy przeprowadzić. To zawsze byłoby zafałszowane.
Zacznijmy więc od tego, dlaczego na wiosnę było tak dobrze. Bo państwo twierdzicie, że było tak dobrze.
Było bardzo dobrze i widać to, jeżeli spojrzy się na różne dane. My trochę uciekaliśmy od danych dotyczących zdiagnozowanych przypadków, ponieważ wydaje nam się, a właściwie jesteśmy pewni, że one w dosyć słaby sposób pokazują przebieg i dynamikę pandemii w Polsce. Tak jest z bardzo prostego powodu. Polska cały czas mało testuje w porównaniu do do innych państw, w związku z tym my jesteśmy w stanie wyłapać jakiś procent tych przypadków, natomiast na pewno to nie jest reprezentatywne dla tego, co się rzeczywiście tutaj dzieje. I tu różni specjaliści,mówią, że te dane, które ogłasza minister zdrowia, należy przemnożyć przez 5, przez 6, niektórzy nawet mówią, że dziesięciokrotnie. My skupiliśmy się na przypadkach śmiertelnych, to znaczy liczbach po pierwsze raportowanych śmierci, które są związane z Covid-19, a dodatkowo skupiliśmy się na nad nadmiarowymi przypadkami śmierci. Chodzi o przypadki śmierci powyżej trendów, jakie w Polsce mają miejsce od wielu lat. W związku z tym w roku 2020 można było oczekiwać, że umrze 5 proc. liczby osób, które zmarły w 2019. To okazało się, że w okresie od stycznia do właściwie połowy września my nie mamy specjalnych odstępstw. To znaczy umierało w Polsce dokładnie tyle samo osób, ile umierało w 2019, czy 2018 roku. To było zjawisko bardzo podobne do tego, co się działo w krajach, które powszechnie są uważane za kraje, które w zwalczaniu i zarządzaniu pandemią odniosły olbrzymi sukces, takich jak Nowa Zelandia, czy Tajwan. Tam również te odchylenia były minimalne, bądź ich nie było. I to wszystko zmieniło się jesienią. Właściwie ten proces rozpoczął się od połowy września, w październiku było to bardzo widoczne. Ten trend utrzymywał się potem w listopadzie i grudniu. Mieliśmy bardzo, bardzo dużo nadmiarowych śmierci.
Co było kluczem sukcesu na wiosnę. Wspomniał pan to na wstępie, ale teraz porozmawiajmy o konkretach, bo będziemy przechodzić wkrótce przez rocznice tych kolejnych decyzji.
Trzy elementy, o których mówiłem wcześniej, czyli bardzo restrykcyjne rozwiązania regulacyjne, wprowadzone przez rząd, moment ich wprowadzenia. My porównywaliśmy, na jakim etapie rozwoju pandemii miało to miejsce w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym oczywiście w Polsce, a w jakim momencie miało to miejsce w krajach zachodnich. Myśmy wprowadzali większość ograniczeń w marcu, właściwie wraz ze zdiagnozowaniem pierwszego przypadku. Osiągnęliśmy, o ile mnie pamięć nie myli, pełen lockdown około 24 marca, gdzie cały czas byliśmy poniżej 1000 zdiagnozowanych przypadków i kilkunastu osób, które zmarły z powodu Covid-19. To są liczby wielokrotnie niższe od tego, z czym mieliśmy do czynienia w Hiszpanii, Francji, czy Niemczech. Tam również wprowadzano bardzo surowe ograniczenia sanitarne, natomiast odbywało się to wszystko na jakimś bardzo dalekim etapie pandemii, kiedy tych zdiagnozowanych przypadków było bardzo dużo, dziesiątki tysięcy. I odpowiednio oczywiście dużo było osób, które zmarły z powodu pandemii. To był drugi element. Trzeci element to była chęć przestrzegania obostrzeń przez Polaków. Poziom strachu w społeczeństwie polskim, właśnie w tym okresie wiosennym, był bardzo wysoki. Jest zależność pomiędzy poziomem strachu, a przestrzeganiem obostrzeń. W związku z tym widzieliśmy tutaj, że Polacy dostosowali się do tego, co zostało wprowadzone przez rząd. Podkreślam, że to co nas interesowało, to jakiś taki poziom makro. Wśród różnych obostrzeń były wprowadzane również obostrzenia, które wydają się teraz z perspektywy czasu absurdalne, zakaz wchodzenia do lasu, konieczność utrzymywania dystansu w stosunku do osób zamieszkujących jedno gospodarstwo domowe. Natomiast, jeżeli popatrzy się na całość, to reguły były bardzo sensowne i jednocześnie poziom ich przestrzegania był bardzo wysoki.
Co w takim razie zdarzyło się latem i wczesną jesienią, że nagle ci sami obywatele, w zasadzie ten sam rząd, choć z innych ministrem zdrowia, tak bardzo się zagubili, spóźnili?
Wydaje się, że na jesienny przebieg pandemii miało wpływ kilka elementów, okres przedwakacyjny, później wakacyjny, czy początek wakacji. To był okres wyborów w Polsce, który determinował też w pewien sposób narrację ze strony rządu, ale również ze strony kandydatów, którzy uczestniczyli w tych wyborach. W związku z tym wróciliśmy jakby trochę do normalnego funkcjonowania, czyli z tego zamknięcia, w którym pozostawaliśmy przez bodajże miesiąc, wróciliśmy właściwie do sytuacji, gdzie pewne ograniczenia cały czas funkcjonowały, nikt się jednak specjalnie nimi nie przejmował. Rząd był bardzo zainteresowany tym, żeby zachęcić starsze osoby do udziału w wyborach. Oczywiście, w związku z tym było np. sławne zdanie premiera o tym, że nie należy się już bać, właściwie ten wirus został pokonany, należy iść tłumnie do wyborów. Oczywiście my nie twierdzimy, że same wybory przełożyły się w sposób bezpośredni na wzrost liczby przypadków w Polsce. One nie przełożyły się, natomiast były elementem jakiejś większej układanki, procesu polegającego na normalizacji, oswajaniu się z tą pandemią. I to, co widzimy pomiędzy wiosną, a jesienią, a konkretnie wrześniem, to jest znaczący spadek poziomu strachu społeczeństwa. Przestaliśmy się bać pandemii. Przestaliśmy się bać również dlatego, że okres wakacyjny sprzyjał wyjazdom, sprzyjał spotkaniom. W związku z tym gdzieś w tej codzienności, którą mieliśmy podczas wakacji, kwestia pandemii zeszła na dalszy plan. To byłby drugi element. Natomiast jeśli chodzi o trzeci to tu jest uwaga zarówno do rządzących, jak i do nas, wszystkich Polaków. Myślę, że zachłysnęliśmy się trochę sukcesem pierwszej fazy. Ja pamiętam, że w tym okresie pojawiały się różne teorie, dlaczego Polska wyszła obronną ręką z całej tej sytuacji. Tutaj wspominano np. o szczepionkach na gruźlicę, że być może to jest element, który wzmacnia naszą odporność, być może jest coś w naszym materiale genetycznym takiego, co powoduje, że jesteśmy w jakiś sposób odporni. Tak, że mam wrażenie teraz z perspektywy roku, że mieliśmy takie zachłyśnięcie tym sukcesem na samym początku i chyba nie do końca wierzyliśmy, że możemy mieć do czynienia z czymś takim, co miało miejsce jesienią, czyli właśnie tą drugą falą epidemii, która była dramatyczna.
Państwo stawiacie taką tezę, że my jako społeczeństwa z tej części Europy - i tu porównujemy się do krajów Grupy Wyszehradzkiej - mimo wszystko jednak mieliśmy pewne czynniki, które mogły sprzyjać osłabieniu uderzenia pandemii. Pewne czynniki społeczne. Proszę o tym opowiedzieć.
Tak, wszystkie te kraje, które należą do Grupy Wyszehradzkiej, mają pewne wspólne elementy, które odróżniają od krajów zachodnich. To są takie kwestie jak kwestia kontaktów społecznych. Tutaj przyjrzeliśmy się bliżej Polakom, czy zwyczajom Polaków i doszliśmy do takiego wniosku, że Polacy bardzo rzadko w porównaniu do obywateli państw zachodnich wchodzą w interakcje społeczne w kinach, w restauracjach. Bardzo mały odsetek osób, w porównaniu do zachodnich krajów, deklaruje, że bywa co najmniej raz w roku w restauracji. To są zupełnie inne liczby, zupełnie inne poziomy, jeżeli porównamy właśnie do zachodniej Europy, czy do Stanów Zjednoczonych. Sieć komunikacyjna, sieć transportu publicznego, która jest w Polsce również jest dużo słabsza od tego, co mamy w krajach zachodnich, co determinuje w pewien sposób, sposoby przemieszczania się osób. To są przede wszystkim samochody osobowe, gdzie oczywiście ta ekspozycja na ewentualne zakażenie jest dużo mniejsza, niż w przypadku transportu publicznego. Sama Polska, jak pozostałe kraje Grupy Wyszehradzkiej, są w pewnym sensie krajami peryferyjnymi. Myślę, że to miało istotny wpływ na to, jak przebiegała pandemia, ponieważ ona dotarła do nas później. Włochy oczywiście były pierwsze, natomiast do rozprzestrzeniania wirusa w Hiszpanii, czy Francji, czy w Niemczech, doszło mniej więcej dwa do dwóch i pół tygodnia wcześniej niż w Polsce. To oczywiście pozwoliło spojrzeć na całą sytuację trochę z boku, być może nawet nie tyle przygotować się, ale mieć świadomość tego, w jaki sposób cała ta sytuacja może się potoczyć. Być może to tłumaczy bardzo zdecydowane działania rządu w marcu, wprowadzenie tych wszystkich restrykcji w taki zdecydowany sposób. Jeżeli popatrzymy sobie na kraje zachodnie, tam wprowadzanie restrykcji miało charakter stopniowy, właściwe starano się jak najdłużej unikać takiej sytuacji, kiedy dochodzi do zamknięcia gospodarki i zamknięcia ludzi w domach i ograniczenia tych interakcji. A myśmy to zrobili bardzo szybko. I wydaje mi się, że było to tylko i wyłącznie możliwe dlatego, że ten wirus dotarł do nas mniej więcej dwa i pół tygodnia później, a nawet trzy tygodnie później, nią do pozostałych krajów europejskich. Tak, że peryferyjne położenie Europy Środkowo-Wschodniej miało znaczenie.
Wspominacie państwo, że swoje wnioski opieracie na statystykach zgonów, statystykach tych nadmiarowych śmierci. Czy cokolwiek w tych danych, które państwo analizowaliście, może wskazywać na to, że część z tych jesiennych śmierci to były zgony troszeczkę przesunięte w związku z tym, że wcześniej odwoływano rutynowe zabiegi medyczne, że po prostu część pacjentów rezygnowała z pewnych procedur, a dłużej już się nie dało jesienią? Czy cokolwiek na ten temat można powiedzieć?
Myślę, że na tym etapie nie. Nasza wstępna hipoteza jest taka, że mniej więcej od 70 do 90 proc. tych nadmiarowych śmierci, z jakimi mieliśmy do czynienia jesienią, było spowodowane bezpośrednio przez Covid-19. To są osoby, które były chore, ale które nie zostały zdiagnozowane i w konsekwencji nie zostały uwzględnione w statystykach. Kontynuujemy nasze badania tak, że kolejny tekst naukowy, który ma się ukazać, ma być poświęcony dokładnie temu zagadnieniu. Chcemy ustalić procentowo - pewnie dokładnie nie da się tego zrobić - ale ustalić mniej więcej, o jakiej ilości przypadków nadmiarowych śmierci jesienią możemy mówić, że są one związane bezpośrednio z Covid-19. To, co jest dla nas zastanawiające, co było dla nas zastanawiające, co myślę tworzy jakąś bazę do twierdzenia, że w większości to były jednak covidowe śmierci, to jest fakt, że mimo tych różnych przesunięć i zamrożenia systemu opieki zdrowotnej wiosną, właściwie do połowy września nie widzieliśmy tych dodatkowych śmierci. To do połowy września szło cały czas takim torem stałego trendu, który mogliśmy obserwować w poprzednich latach. I ten skok nadmiarowych śmierci, czy pojawienie się tych nadmiarowych śmierci, rozpoczęło się dokładnie w momencie, w którym również w oficjalnych statystykach pojawiają się informacje, że mamy coraz więcej przypadków zakażeń. Wydaje nam się, że to jest zbyt duża koincydencja, żeby tłumaczyć przynajmniej część tych nadmiarowych śmierci faktem, zaniedbania pewnych procedur zdrowotnych, jakie miało miejsce 7 czy 8 miesięcy wcześniej.
Panie profesorze, to czekając na te wyniki, które pan zapowiada, bo one z całą pewnością będą bardzo ciekawe, zapytam jeszcze o jedną sprawę. Jakie te wnioski, które państwo sformułowaliście dają przesłanie na to, co czeka nas teraz. Raczej nie mamy wątpliwości, że stoimy u progu trzeciej fali.
Stoimy u progu, albo już właściwie jesteśmy w niej, bo na to wskazują dane z ostatnich kilku, kilkunastu dni. Z jednej strony nasza sytuacja jest lepsza, niż miało to miejsce jesienią, ponieważ poziom obostrzeń, które cały czas funkcjonują w Polsce i poziom ich przestrzegania wydaje się zdecydowanie wyższy, moim zdaniem jest bliższy temu, z czym mieliśmy do czynienia wiosną 2020 roku a nie jesienią. Z drugiej strony pojawił się dodatkowy element, który nie istniał ani wiosną, ani jesienią, to znaczy mamy do czynienia z wariantem brytyjskim wirusa. Z badań, które zostały przeprowadzone, wydaje się, że on ma dużo wyższe zdolności transmisji. I tutaj naukowcy nie są do końca zgodni, niektórzy mówią, że wyższe o 35 proc. niektórzy mówią nawet o 70 proc. Co jakiś czas spływają również informację o wykryciu innych wariantów, które mają podobną transmisyjność do wariantu brytyjskiego. Tak, że to oczywiście jest wielka niewiadoma, która może powodować, że pandemia w tej trzeciej fali może mieć równie dramatyczny przebieg, jak w drugiej. Ale, tak jak wspomniałem na początku, w całej tej sytuacji mamy pewne mocne karty, których nie mieliśmy jesienią. Mamy niestety też słabe karty w postaci tego, że mamy do czynienia z trochę inną odmianą, czy rodzajem wirusa. Natomiast jeżeli miałbym podsumować te nasze badania i próbować wysnuć jakąś lekcję na przyszłość, to zupełnie jednoznacznie pokazują, że proaktywne działania podejmowane przez rząd, które nie mają charakteru stopniowego, są wprowadzane szybko i zdecydowanie, to działania, które przynoszą najlepsze rezultaty. Niejednokrotnie wprowadzenie na wczesnym etapie jakiejś formy lockdownu długoterminowo przynosi lepsze rezultaty, niż próba obrony normalnego funkcjonowania społeczeństwa za wszelką cenę, ponieważ i tak finalnie lądujemy w lockdownie. Tak, że proaktywność to jest chyba takie słowo klucz, jeżeli chodzi o działania, które powinny być podejmowane na przyszłość.
Jeszcze jeden czynnik będziecie państwo musieli w tych swoich analizach uwzględnić, to znaczy szczepionki.
Tak. Ten proces nie jest tak szybki, jak wydawało nam się jeszcze na początku, że będzie. Natomiast on oczywiście wpływa pozytywnie na sytuację epidemiologiczną, im więcej osób mamy zaszczepionych, im więcej jest ozdrowieńców, tym oczywiście możliwości rozprzestrzeniania się pandemii są ograniczone, ponieważ natrafia na osoby, które same nie mogą zachorować i być może - bo to też nie jest jasne - nie mogą przenosić dalej tego wirusa na kolejne osoby. W tej talii kart, o której wspominałem, to też jest mocna karta. Niestety wydaje się, że na ten etap rozwoju pandemii, te liczby szczepień są cały czas zbyt niskie. My co prawda wypadamy całkiem nieźle na tle Europy, jeżeli chodzi o poziom szczepień, myślę, że tutaj podstawowym problemem nie jest dezorganizacja polskiej służby zdrowia, czy też systemu szczepień, że wszystkie kraje się z tym borykają, bo podstawowym problemem jest dostępność szczepionek. To również jest normalne, ponieważ jest bardzo dużo chętnych, wiele krajów chciałoby zakupić szczepionkę, no a niestety na samym początku, jak startuje produkcja, to zasoby możliwe do dostarczenia są bardzo ograniczone.
Gruszczynski, Lukasz and Zatoński, Mateusz and McKee, Martin, Do Regulations Matter in Fighting the COVID-19 Pandemic? Lessons from Poland (January 27, 2021). Dostępne na SSRN: https://ssrn.com/abstract=3786076