Polscy sportowcy uciekają do kraju przed koronawirusem. Biathloniści dotarli do Polski na własną rękę, skoczkowie i lekkoatleci skorzystali z rządowych samolotów. Natomiast Maja Włoszczowska zdecydowała się na wynajęcie prywatnego samolotu. O podróży do domu i o dobrowolnej kwarantannie opowiedziała w rozmowie z Pawłem Pawłowskim.
Paweł Pawłowski RMF FM: Jak wyglądała pani podróż do domu z hiszpańskiego Alicante?
Maja Włoszczowska: Kilka ostatnich dni było bardzo chaotycznych. Jeszcze tydzień temu ścigałam się na zawodach w Portugalii, z których samolotem rejsowym poleciałam do Alicante na zgrupowanie. Od wtorku sami zdecydowaliśmy się na izolację. Tylko jedna osoba jeździła po zakupy. Ja, wyjeżdżając na trening, nie zatrzymywałam się nigdzie. Wracałam bezpośrednio do naszej bazy, by unikać kontaktu z kimkolwiek. W środę dostaliśmy pierwsze zalecenia, żeby wracać do kraju. Przyznaję, że nie bardzo miałam ochotę narażać się na kontakt z innymi ludźmi na lotnisku, czy w samolocie. Zastanawiałam się, czy nie lepiej zostać w Hiszpanii. Jednak w związku z napiętą i bardzo niepewną sytuacją, stwierdziłam, że jeśli mam gdzieś utknąć na dłużej, to zdecydowanie wolę utknąć w domu, gdzie jednak mam dostęp do polskiej służby zdrowia; już niezależnie od tego, która służba zdrowia jest lepiej przygotowana na obecną sytuację. Jednak lepiej zawsze czuję się w swoim kraju. Zaczęłam więc szukać powrotu. Rozważaliśmy wynajęcie kampera, by wrócić do kraju bez zatrzymywania się. To było już w czwartek, kiedy docierały do nas różne plotki na temat zamykania granic. Bałam się, że utkniemy w kilkugodzinnych korkach na granicy, co teraz chyba ma miejsce. W ostatniej chwili udało nam się zorganizować lot prywatnym samolotem, by unikać kontaktu z kimkolwiek na lotnisku. Nie było łatwo. Koszty są duże, ale na szczęście mam wsparcie jeśli chodzi o ich pokrycie. Większość pilotów też nie chciała lecieć, bojąc się, ze utkną w innym kraju. Na szczęście w ostatniej chwili, w sobotę wieczorem przed zamknięciem granic, dotarliśmy do Polski. Byłam w kontakcie z panią minister sportu oraz z Polskim Związkiem Kolarskim. Mam też świadomość, że sama w Hiszpanii bym nie została i prędzej czy później do kraju bym wróciła. Cieszę się jednak, że udało się to tak szybko i mogę już bezpiecznie odbywać izolację w domu. Wróciłam w sobotę przed północą, więc nie obowiązuje mnie kwarantanna wymuszona przepisami, ale dla bezpieczeństwa swoich bliskich i wszelkich osób, z którymi mogłabym się spotkać, wolę taką izolację odbyć. Choć czuję się zdrowa i jestem w fantastycznej dyspozycji, to nigdy nie wiadomo, kogo w międzyczasie mogłam spotkać, choćby będąc na wyścigu w Portugalii.
Jak ta kwarantanna w pani przypadku wygląda? I co przez te dwa tygodnie można robić?
Na szczęście mieszkam z moim partnerem i razem z nim przechodzę tę izolację. Zorganizowaliśmy się tak, że moja mama zrobiła zakupy, które odebrałam od niej sprzed garażu. Od momentu wylądowania we Wrocławiu, nie miałam kontaktu z nikim poza moim partnerem. Znajomi podstawili nam samochód na lotnisko; wysiedli i zostawili kluczyki w środku. Myśmy wsiedli i przyjechali. Mamy duże możliwości zamawiania jedzenia, płacimy online, odbieramy tylko jedzenie sprzed drzwi, tak by ten kontakt był minimalny. Nie ukrywam, że nie jest to miłe, bo od końca grudnia jestem na wyjazdach. Marzę o tym, żeby spotkać się z moją mamą. Wolę jednak spać spokojnie, wiedząc, że nie narażam jej na potencjalne zakażenie. Zakładam, że jestem zdrowa, ale jako że nie mam możliwości przebadać się na obecność koronawirusa, bo nie mam przecież objawów, to jedyne, co pozostaje zrobić, to spędzić dwa tygodnie w izolacji. Konsultowałam się z lekarzem, który sprawdzał nasz stan zdrowia na lotnisku; konsultowałam się też z lekarzem kadry narodowej. Mam przyzwolenie, żeby wyjść na rower, ale zakładając, że nigdzie po drodze się nie zatrzymam. Po prostu wyjeżdżam z garażu i wracam do garażu. Tyle mogę.
Poza tym pewnie treningi w domu?
Tak, mamy dużo możliwości. Są trenażery, są platformy internetowe, które pozwalają na to, żeby umawiać się na jazdy grupowe. Są nawet zawody rozgrywane na tych platformach. Poza tym jest gimnastyka, jest joga, więc mamy co robić. Nie ukrywam, że zaczyna trochę brakować motywacji, bo pod coraz większym znakiem zapytania stoją igrzyska olimpijskie, do których się szykuję. Z tego co wiem, we wtorek MKOl ma dyskutować na temat przyszłości tej imprezy. W środę przedstawiciele komisji zawodniczych będą mieli wideokonferencję dotyczącą systemów kwalifikacyjnych. Miejmy nadzieję, że ta impreza się odbędzie, ponieważ cały sportowy świat się do niej szykuje. Aczkolwiek w dzisiejszej sytuacji to nie igrzyska są najważniejsze, ale zdrowie całego społeczeństwa.
SPRAWDŹ: Niemiecki klub sprzedaje kibicom wirtualne kiełbaski i piwo