Szpital Wojewódzki w Łomży od dziś ma funkcjonować jako placówka zakaźna. To element walki z koronawirusem. Bernadeta Krynicka - była posłanka Prawa i Sprawiedliwości, a obecnie kierownik działu kontraktowania i nadzoru świadczeń medycznych w tym szpitalu - w opublikowanym w sieci nagraniu oceniła, że placówka nie jest przygotowana do tego zadania. "Jesteśmy tak nieprzygotowani, że głowa mała. Nie ma warunków. Personel jest nieprzeszkolony" - stwierdziła Krynicka. "To jest tak, jakbyśmy wysłali żołnierzy z pięściami na czołgi" - podkreśliła.
Jak przypomina Onet, już w weekend lokalne media informowały, że przekształceniu szpitala w Łomży sprzeciwia się p.o. dyrektora szpitala Joanna Chilińska. "Jej zdaniem ośrodek nie jest gotowy na przekształcenie. Podobnie uważają sami lekarze" - podkreśla portal. Teraz swój głos w tej dyskusji wyraziła była posłanka Prawa i Sprawiedliwości Bernadeta Krynicka.
To zagrywka polityczna decydentów z Białegostoku - tak Krynicka oceniła w nagraniu decyzję o przekształceniu szpitala w Łomży. Oni myślą, że sobie uratują mieszkańców przed zarazą. Jak ta zaraza będzie w Białymstoku to tych pacjentów będą wozić do Łomży. Ci ludzie też im nie wybaczą tego - stwierdziła.
Szpital jest nieprzygotowany, nie ma sprzętu ochrony indywidualnej, nie ma respiratorów, nie ma pomp, nie ma aparatów do mierzenia ciśnienia - takiej ilości, jak powinna być wyposażona taka sala, gdzie chory leży. Chory powinien mieć na tej sali termometr, gdzie sam sobie zmierzy temperaturę, sam sobie zmierzy ciśnienie, poda przez szybkę informację i wtedy, kiedy nie musi personel, to nie wchodzi - tłumaczyła Krynicka.
Zakładamy, że ta sytuacja będzie trwała kilka miesięcy, część personelu odejdzie na emerytury. My potem nie zbierzemy ekipy, żeby ten szpital pociągnąć - zauważyła była posłanka PiS. Mieszkańcy Łomży i okolicy zostaną bez opieki medycznej - już zostali tak naprawdę - dodała.
Pustki będą w szpitalu. Będziemy czekać na koronawirusa - powiedziała w nagraniu Krynicka. Czekasz, nic nie ma, nie ma, a w jednym momencie zwiozą ci kilkadziesiąt osób i to jeszcze takich, które potrzebują respiratora - stwierdziła.
Jesteśmy tak nieprzygotowani, że głowa mała. Nie ma warunków. Personel jest nieprzeszkolony. On nawet o tym nie wie. Nie ma śluz, nie ma izolatek takich, wentylacji z podciśnieniem - wyliczała w nagraniu Krynicka. Ta epidemia u nas dopiero się zaczyna - ostrzegła.
To jest tak, jakbyśmy wysłali żołnierzy z pięściami na czołgi - tak decyzję o przekształceniu szpitala w Łomży oceniła Krynicka. Jej zdaniem, podjęli ją białostoccy decydenci. Uważam, że chcieli pozbyć się problemu i zostawić to w Łomży - zasugerowała.
Decyzja była poprzedzona bardzo rozległą analizą zasobów naszych szpitali oraz analizą ryzyka bezpieczeństwa zdrowotnego mieszkańców województwa podlaskiego - tak przekształcenie szpitala w Łomży komentuje cytowana na stronach rządowych Agata Dyszkiewicz, zastępca dyrektora Podlaskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Pacjent koronawirusowy to nie tylko pacjent chory zakaźnie; to także pacjent urazowy, pacjent z udarem mózgu, kobieta w ciąży. Po to, by uniknąć modelu włoskiego, musimy zagwarantować leczenie zachowawcze oraz zabiegowe w jednym miejscu, zapewniającym jak najszerszy wachlarz świadczeń. Transportowanie pacjenta z koronawirusem ze szpitala zakaźnego bez bloku operacyjnego i OIT do kolejnego szpitala nie zapobiega bynajmniej rozprzestrzenieniu wirusa - tłumaczy.
Ostre słowa Krynickiej skomentował w internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM wicepremier Jacek Sasin. Pani Krynicka jest kierownikiem ds. kontraktu i myślę, że nie ma pewnie pełnego oglądu sytuacji, stąd może tego typu wypowiedź. Bardziej ufam jednak wojewodzie i służbom wojewody podlaskiego - ocenił.
Przed szpitalem wojewódzkim w Łomży w poniedziałek zorganizowano protest przeciwko przekształceniu tej placówki w szpital zakaźny, który ma przyjmować pacjentów z koronawirusem. Mieszkańcy i personel argumentowali, że to jedyny szpital w mieście, który jest nieprzygotowany do pełnienia roli zakaźnego.
W ramach protestu przed łomżyńskim szpitalem jeździło kilkadziesiąt samochodów, które używały klaksonów. Przed placówką protestowali również mieszkańcy i pracownicy. Za szybami wielu aut umieszczono hasło "Oddajcie nasz szpital!".
Nie jesteśmy przygotowani. Nic nie mamy. Nie mamy masek, nie mamy fartuchów, nie mamy środków dezynfekcyjnych - powiedziała reporterowi RMF FM Piotrowi Bułakowskiemu jedna z protestujących. Jesteśmy tylko ludźmi. Każdy ma rodziny, każdy ma małe dzieci. Chcąc ratować czyjeś życie musimy się najpierw same zabezpieczyć. Nie będzie nas - nie będzie komu ratować tych ludzi - dodała inna.