Lekarze z Polikliniki Uniwersyteckiej w Pradze (VFN) poinformowali, że poprawił się stan jedynego pacjenta, któremu podawano amerykański eksperymentalny lek remdesivir. Ich zdaniem nie można jednak przesądzić, że to on był kluczowy w leczeniu chorego.
53-letni taksówkarz z Pragi, który najprawdopodobniej zakaził się koronawirusem od klienta i był w stanie krytycznym, jako jedyny Czech przez 10 dni dostawał eksperymentalny lek przeciwwirusowy. Kurację zakończono w czwartek.
Lekarze powiedzieli, że chory jest przytomny i że planowane jest odłączenie go od aparatury podającej tlen. Już wcześniej pacjent został odłączony od aparatury do pozaustrojowego utlenowania krwi (ECMO).
"Do tej pory nie wiemy, czy to remdesivir pomógł mu w zdecydowany sposób. Mamy wskaźniki, które sugerują, że chodzi o ogólny proces poprawy stanu zdrowia, i nie upieramy się, że to lek pomógł" - powiedział dziennikarzom lekarz prowadzący Martin Balik.
Sam remdesivir i zgodę na leczenie z jego użyciem szpital musiał uzyskać od producenta, firmy Gilead, która wcześniej zawiesiła dystrybucję tego leku. Wyjątek od zakazu dystrybucji obowiązuje w przypadku prośby o lek i jego użycie w leczeniu kobiet w ciąży i dzieci.