Wojsko Korei Południowej poinformowało, że wystrzelony nocą polskiego czasu pocisk rakietowy osiągnął szybkość Mach 10, czyli 10-krotność prędkości dźwięku. Opozycyjny kandydat na prezydenta ostrzegł, że taki pocisk mógłby dolecieć do Seulu w mniej niż minutę.
Według kolegium szefów sztabów południowokoreańskich sił zbrojnych wystrzelony we wtorek pocisk był nowocześniejszy niż przy poprzedniej próbie z 5 stycznia, którą Pjongjang określił jako test "broni hipersonicznej". Pocisk został odpalony z północnokoreańskiej prowincji Dzagang i wpadł do Morza Japońskiego. Przeleciał ponad 700 kilometrów, osiągając maksymalną wysokość 60 km i prędkość Mach 10 - przekazało kolegium, podkreślając, że próba była pogwałceniem rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Agencja prasowa Yonhap zwraca uwagę, że dotychczas kolegium podważało wiarygodność twierdzeń Pjongjangu o rzekomym rozwoju broni hipersonicznej i określało je jako "przesadzone". Oceniało również, że reżim nie dysponuje jeszcze technologią potrzebną do stworzenia takiego uzbrojenia. Eksperci podkreślają, że sama prędkość Mach 10 nie jest decydującym czynnikiem pozwalającym stwierdzić, czy wystrzelony przez Koreę Płn. pocisk należał do klasy broni hipersonicznej, ponieważ "zwyczajne pociski średniego zasięgu" najczęściej osiągają szybkość Mach 9 lub 10 w określonych fazach lotu - pisze Yonhap.
"Aby poznać więcej szczegółów, Korea Południowa i USA potrzebują dokładnej analizy" - powiedział dziennikarzom urzędnik kolegium, zastrzegając sobie anonimowość.
Druga próba rakietowa Korei Płn. w ciągu dwóch tygodni ukazała różnice opinii na południowokoreańskiej scenie politycznej przed planowanymi na 9 marca wyborami prezydenckimi.
Obecny prezydent Mun Dze In, który zabiega o poprawę relacji z Koreą Płn. i podpisanie formalnego traktatu pokojowego, wyraził zaniepokojenie z powodu kolejnego testu. Proszę wszystkie ministerstwa o podjęcie koniecznych środków, by upewnić się, że w relacjach pomiędzy obu państwami koreańskimi nie będzie dalszych napięć, aby nasi obywatele nie czuli się zdenerwowani - powiedział Mun.
Główny kandydat opozycyjny Jun Suk Jeol ocenił natomiast, że potencjalny atak nuklearny Korei Płn. mógłby zniszczyć Seul, a jedynym skutecznym sposobem obrony byłoby uderzenie wyprzedzające. Oskarżył Muna o zbytnią uległość wobec reżimu w Pjongjangu. Jeśli wystrzelony zostałby pocisk o prędkości większej niż Mach 5, i jeśli przenosiłby głowicę nuklearną, dotarłby do stolicy i wywołał masakrę w mniej niż minutę. Byłby praktycznie niemożliwy do przechwycenia - powiedział Jun.