Już siedem krajów domaga się od Rosji przerwania nalotów w Syrii. Turcja, USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Arabia Saudyjska i Katar alarmują, że bomby i rakiety spadają nie tylko na pozycje Państwa Islamskiego, ale i na inne oddziały wojowników walczące z syryjskim reżimem. Z oświadczenia Turcji płynie ostrzeżenie, że rosyjskie naloty jeszcze bardziej zdestabilizują sytuację w regionie i wciągną Rosję w konflikt. Uważa tak również Igor Siutiagin, polityczny uciekinier z Rosji, który Władimira Putina nazywa… małpą z granatem, grającą na wzrost cen ropy.
Te działania mogą doprowadzić do wzrostu cen ropy, co jest niezbędne dla przetrwania Putina i jego rządu - podkreśla Siutiagin.
Rosyjskie samoloty bojowe dokonały pierwszych bombardowań w Syrii w środę, kilka godzin po tym, jak Rada Federacji, czyli wyższa izba rosyjskiego parlamentu, na wniosek Putina wyraziła zgodę na użycie Sił Zbrojnych FR za granicą. Moskwa i Damaszek utrzymują, że celami ataków są pozycje dżihadystów z Państwa Islamskiego.
Dziennik "Kommiersant" poinformował w piątek, powołując się na źródła w Ministerstwie Obrony Federacji Rosyjskiej, że rozmieszczone w Syrii rosyjskie siły powietrzne planują wykonywanie do 20 nalotów dziennie z wykorzystaniem samolotów szturmowych Su-25SM, szturmowo-bombowych Su-24M i wielozadaniowych Su-34.
Rozmówcy gazety przekazali, że wybór celów do ataków i weryfikacja skuteczności nalotów odbywają się na podstawie informacji napływających od syryjskich wojskowych, a także danych przesyłanych przez samoloty bezzałogowe i satelity wywiadu wojskowego GRU. Te ostatnie - jak podał "Kommiersant" - mogą przekazać na Ziemię do 280 zdjęć dziennie.
Wcześniej "Kommiersant" podawał, powołując się na źródło wojskowe w Moskwie, że Rosja przerzuciła na lotnisko koło Latakii na północnym zachodzie Syrii pełnowartościową mieszaną grupę lotniczą, składającą się z samolotów i śmigłowców. Dzień później analityk wojskowy niezależnej "Nowej Gaziety" Paweł Fielgiengauer doprecyzował, że faktycznie jest to pułk lotniczy w składzie mieszanym, który składa się z eskadry (12 maszyn) Su-24M, eskadry (również 12 samolotów) Su-25SM i kilku wielozadaniowych Su-30SM, a także ciężkich śmigłowców bojowych Mi-24 i wielozadaniowych Mi-8 (łącznie do 14 maszyn). Ekspert przekazał również, że w ostatniej chwili do Syrii przerzucono sześć wielozadaniowych bombowców taktycznych Su-34 w celu przetestowania ich w warunkach bojowych.
Według Fielgiengauera, w bazie koło Latakii ulokowano także batalion obsługi lotniskowej, radary, stanowisko kontroli lotów, sztab, środki obrony przeciwlotniczej i taktyczną grupę batalionową piechoty morskiej z czołgami i innym ciężkim sprzętem bojowym. Łącznie to 1500-2000 żołnierzy.
Rosyjski analityk zaznaczył, że do Syrii skierowana została również grupa żołnierzy sił specjalnych (specnazu), której zadaniem będzie ewentualne ewakuowanie zestrzelonych pilotów. Grupa ta ma do dyspozycji własne śmigłowce.
Fielgiengauer podkreślił, że spośród samolotów wysłanych do Syrii tylko Su-30SM i w pewnej mierze Su-34 mogą skutecznie prowadzić walkę powietrzną z użyciem rakiet. Oznacza to, że pułk z założenia nie jest przeznaczony do prowadzenia walk na syryjskim niebie z Amerykanami i ich sojusznikami z międzynarodowej koalicji. Wygląda na to, że struktura pułku została wybrana nieprzypadkowo, by nie prowokować Pentagonu i ułatwić ewentualne porozumienie, jeśli nie o wspólnych działaniach, to co najmniej o koordynacji i nieingerencji we wzajemne operacje - ocenił analityk "Nowej Gaziety".
(edbie)