Marcin Suder jest w Polsce od wtorkowego południa - dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Wojskowy samolot transportowy Hercules wystartował po fotoreportera z Powidza w nocy z poniedziałku na wtorek, przed północą. Lot do tureckiej Ankary i z powrotem zajął 12 godzin. W drodze powrotnej Hercules wylądował w Warszawie.
Na przygotowanie takiego transportu Siły Powietrzne potrzebują - jak usłyszał nasz reporter - mniej więcej pół doby. Może to oznaczać, że porwany w Syrii polski dziennikarz odzyskał wolność kilka dni wcześniej. Musiał bowiem dotrzeć z Syrii do stolicy Turcji, a później trzeba było przygotować transport.
Według MSZ-etu, Marcin Suder uciekł z niewoli dzięki "niebywałemu szczęściu".
Polskie służby konsularne w regionie pomogły mu w powrocie do Polski. Bardzo dziękujemy też ministerstwu obrony za zapewnienie transportu lotniczego z Turcji do Polski - mówił na spotkaniu z dziennikarzami rzecznik resortu dyplomacji Marcin Wojciechowski.
Matka Marcina Sudera, Krystyna Jarosz, ujawniła natomiast w rozmowie z naszym reporterem, że syn spotkał się z rodziną wczoraj. Na razie nie prowadziliśmy rozmów, nie ciągnęliśmy tematu. Człowiek jest trochę w szoku, jakby na to nie patrzeć. Ja sama jeszcze się jąkam, bo nie mogę się przyzwyczaić do tej myśli, po tym, co przeżyłam (...) Na razie cieszymy się tym, że jest - podkreślała.
Najważniejsze, że psychicznie jest w porządku. Fizycznie również, oprócz tego, że jest wychudzony i, powiedzmy, gdzieś tam jakieś ślady na ciele zostały. Ale naprawdę nie wygląda najgorzej - dodała również.
Ujawniła, że jej syna przetrzymywano w ciemnej piwnicy, na początku bez jedzenia. Potem trochę tego jedzonka dostawał. To nie było SPA, tak powiem. Swoje przeżył. Myślę po tej krótkiej rozmowie wczoraj, że widać, że wraca do niego koszmar tego, co jest za nim - podkreśliła.