Co najmniej 60 osób zginęło w poniedziałek w kilku izraelskich nalotach na położoną na wschodzie Libanu prowincję Baalbek - podało ministerstwo zdrowia w Bejrucie, zaznaczając, że liczba ofiar może się zwiększyć. Agencja Reutera poinformowała za swoimi źródłami o dziesiątkach rannych.
To był najbardziej krwawy dzień dla regionu Baalbek od początku wojny - przekazał Bachir Khodr, gubernator prowincji Baalbek. Izrael zaatakował co najmniej 12 miejscowości. Wśród ofiar jest dwoje dzieci - uzupełniło ministerstwo zdrowia.
Izrael od ponad miesiąca intensywnie bombarduje Liban, a od początku października prowadzi również ofensywę lądową na południu tego kraju. Izraelska armia podkreśla, że celem kampanii jest zlikwidowanie zagrożenia ze strony wspieranego przez Iran szyickiego Hezbollahu.
Naloty skupiają się na terenach zamieszkiwanych głównie przez szyitów, uznawanych za bastiony Hezbollahu, czyli na południu kraju, południowych przedmieściach Bejrutu i Dolinie Bekaa, w której leży Baalbek.
"W niedzielę w izraelskich atakach zginęło 38 osób, podnosząc łączną liczbę zabitych od października do 2710" - podał w poniedziałek resort zdrowia.
Hezbollah regularnie ostrzeliwuje północ Izraela od ponad roku, gdy wybuchła wojna w Strefie Gazy. Uderzenia spotykają się z silnymi kontratakami. W ostrzałach Hezbollahu na Izrael zginęło kilkadziesiąt osób, a ok. 60 tys. musiało zostać ewakuowanych z zagrożonej północy kraju i do dziś nie może wrócić do domów.
Według mediów i władz libańskich trwająca ponad miesiąc eskalacja wymusiła ucieczkę ok. 1,2 mln mieszkańców Libanu. W tym czasie zginęła również większość libańskich ofiar, z których część stanowią cywile.
Izraelska armia informuje, że przez ostatni rok zabito ponad 2 tys. bojowników Hezbollahu, w tym niemal wszystkich wyższych dowódców, a także zlikwidowano dużą część potencjału bojowego tego ugrupowania.
Mimo to Hezbollah nadal codziennie atakuje Izrael. W poniedziałek na północ Izraela wystrzelono ok. 150 rakiet - przekazało wojsko. Nie ma doniesień o ofiarach i stratach.