Na Węgrzech odbyło się referendum ws. obowiązkowych kwot relokacji uchodźców. Jego wynik jest raczej przesądzony - zdecydowana większość Węgrów jest tym kwotom przeciwna. Ci, z którymi rozmawiał specjalny wysłannik RMF FM Patryk Michalski, mówili wprost: boimy się terroryzmu i chcemy bezpiecznej przyszłości. Pozostaje pytanie, czy referendum będzie ważne, ale premier Viktor Orban już zapowiedział zmiany w prawie, jeśli tylko większość głosujących opowie się przeciwko obowiązkowemu osiedlaniu migrantów - bez względu na to, czy referendum okaże się ważne, czy nie.
W głosowaniu, które zostało zainicjowane przez rząd, postawiono pytanie: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?". Aby referendum było ważne, ważny głos musi oddać przynajmniej 50 procent spośród ponad 8,27 mln osób uprawnionych do głosowania.
Do głosowania na "nie" namawiał rząd. W bardzo intensywnej kampanii, na którą wydał ponad 16 mln euro, wiązał imigrację m.in. z zagrożeniem terrorystycznym. Za takim głosowaniem opowiedziała się również opozycyjna skrajnie prawicowa partia Jobbik. Do bojkotu lub oddania nieważnego głosu wzywały natomiast Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP) i kilka innych ugrupowań, a za głosowaniem na "tak" opowiadała się Węgierska Partia Liberalna, która w takiej odpowiedzi widzi głos za otwartą i solidarną Europą.
Co ciekawe, państwowa telewizja M1 nadała dzisiaj - w dzień referendum - kronikę zamachów z Paryża, Belgradu i Brukseli.