Referendum w sprawie obowiązkowych kwot osiedlania imigrantów odbędzie się w niedzielę na Węgrzech. Jego wynik wydaje się przesądzony, utrzymuje się natomiast niepewność co do tego, czy będzie ważne i jakie są dalsze plany rządu. W referendum zostanie postawione pytanie: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?". Głosowanie będzie trwać od godz. 6 do 19. Do udziału w nim jest uprawnionych ponad 8,27 mln obywateli, przy czym osoby bez zameldowania na Węgrzech (dysponujący węgierskim obywatelstwem mieszkańcy państw ościennych) mogą głosować listownie. Narodowe Biuro Wyborcze zapowiedziało, że o godz. 22-23 w niedzielę powinien już być podliczony dość wysoki odsetek głosów.
Według najnowszych badań opinii publicznej przytłaczająca większość osób, które deklarują udział w referendum, chce na stawiane w nim pytanie odpowiedzieć przecząco. W sondażu ośrodka Median oddanie głosu na "nie" zapowiedziało aż 83 proc. respondentów, a na "tak" - 13 proc. Według sondażu Instytutu Publicus 86 proc. ankietowanych jest zdania, że do Europy przybywa za dużo uchodźców, a dwie trzecie uważają, że nie ma obowiązku pomagania im.
"Nie ryzykuj, zagłosuj na nie" - to jedno z głównych haseł w kampanii przed niedzielnym referendum w sprawie uchodźców na Węgrzech. Akcja mobilizacyjna trwa, politycy partii Victora Orbana w swoich okręgach wyborczych przekonują, że warto głosować na "nie", bo jak mówią, "tylko wtedy granice Węgier i Europy będą bezpieczne".
Na Węgry pojechał specjalny wysłannik RMF FM Patryk Michalski. Przez najbliższe dni naszym wozem satelitarnym będzie objeżdżał kraj, sprawdzając, jak Węgrzy zamierzają zagłosować. Poniżej znajdziecie mapę, gdzie zatrzyma się nasz dziennikarz. Śledźcie jego relacje w Faktach RMF FM i na RMF24.
Dziś Patryk Michalski jest na granicy węgiersko-serbskiej oddzielonej ogrodzeniem długim na 175 kilometrów. Odwiedzi także położone kilkanaście kilometrów dalej Szeged - trzecie co do wielkości miasto na Węgrzech - kluczowe na szlaku migracyjnym.
Na granicy Węgier z Serbią służbę pełni kontyngent 49 polskich policjantów i pograniczników. Ich zadaniem jest strzeżenie zielonej granicy pomiędzy punktami, w których można przekroczyć tymczasowe ogrodzenie wzniesione na granicy z Serbią. Patrolują granicę pieszo oraz samochodami.
Polscy policjanci i pogranicznicy pozostaną tam do 29 października.
Pierwszy, 50-osobowy kontyngent polskiej straży granicznej przebywał na Węgrzech od 5 listopada do 3 grudnia ubiegłego roku. Pracowali na dwie zmiany - ich misja polegała na wspólnych patrolach, zatrzymywaniu osób, które nielegalnie przekraczały granicę, a także na obserwacji tego, co się przy granicy dzieje. Polacy patrolowali ją z policjantami z Węgier, Słowacji, Czech oraz z węgierskimi żołnierzami.
Choć w zeszłym roku Węgry wzniosły na granicy ze swoimi południowymi sąsiadami ogrodzenie z drutu kolczastego i napływ uchodźców znacznie zmalał, to wciąż przedostają się oni w pewnej liczbie do tego kraju, głównie przez granicę z Serbią.
We wrześniu ubiegłego roku państwa UE podjęły decyzję o rozmieszczeniu między siebie w ciągu dwóch lat 160 tysięcy uchodźców docierających do Grecji i Włoch. Udział w programie jest obowiązkowy, a każdy kraj ma przypisaną liczbę uchodźców, którą ma przyjąć. Przeciw głosowały Węgry, Czechy, Słowacja i Rumunia.
Kolejne miejsce, w którym był specjalny wysłannik RMF FM to Kiskunhalas. To tam znajduje się obóz dla uchodźców. Do jego środka nie można wejść, placówka jest bardzo pilnie strzeżona. Migranci z Syrii narzekają, że życie tam nie jest łatwe. Nie jest tu dobrze, nie ma życia, internetu, jedzenia - mówią w rozmowie z Patrykiem Michalskim.
Migranci skarżą się, że są przetrzymywani w obozie za długo, że wszystkie procedury trwają miesiącami. Kilka tygodni temu zorganizowali tu strajk. Wykrzykiwali hasła, m.in. "wolność" i domagali się szybszej pomocy.
"Musimy odrzucić dyktat Brukseli w sprawie przymusowego osiedlania uchodźców" - grzmią węgierscy politycy przed niedzielnym referendum i przestrzegają przed migrantami, którzy nielegalnie przekraczają granice. Zapobiegają temu policjanci i strażnicy graniczni - w tym Polscy - którzy pomagają w pilnowaniu granic.
Nasz specjalny wysłannik pojechał do Segedyna. Tam policjanci i strażnicy mówili mu, że pilnowanie granic to po prostu ich praca. O kryzysie migracyjnym wypowiadają się bez emocji, z pewnym dystansem. Robimy swoją robotę, czyli ochraniamy granicę - mówi jeden z polskich strażników.
Komisarz Jerzy Jabłoński z policji dodał, że ich praca jest doceniana przez Węgrów, którzy czasem w sklepach z sympatii częstują ich słodyczami.
(j.)