Dzieci uchodźców trafią do klas z polskimi dziećmi. Obcokrajowcy będą mieli jednak łatwiej na końcowych egzaminach – dowiedział się reporter RMF FM Romuald Kłosowski. Nie ma dokładnej listy szkół, gdzie mogą trafić uchodźcy, ale według założeń Ministerstwa Edukacji Narodowej cudzoziemcy mają się uczyć w rejonowych placówkach, w pobliżu ośrodków dla uchodźców. Tam będą uczęszczać na zajęcia w mieszanych klasach z polskimi dziećmi.
Ministerstwo Edukacji Narodowej uważa, że polskie szkoły są gotowe na kolejnych uchodźców. Cudzoziemskie dzieci od dawna mamy w naszym systemie edukacji. Jest kilka tysięcy takich uczniów i kiedy jakiekolwiek dziecko pojawia się w Polsce, nie wnikamy czy jest tu legalnie, czy nielegalnie. Każde z nich staje się "naszym dzieckiem" - zapewnia szefowa resortu Joanna Kluzik-Rostkowska i dodaje, że doświadczenia w nauczaniu obcokrajowców na sporą skalę mamy z Czeczenami. To skutek kilkunastotysięcznej emigracji po dwóch wojnach domowych.
Ministerstwo wprowadziło jednak zmiany w systemie oświaty. Na egzaminach na koniec podstawówki i gimnazjum cudzoziemcy mają mieć więcej czasu na rozwiązywanie zadań i łatwiej sformułowane pytania. Będzie też większa tolerancja dla błędów ortograficznych i możliwość korzystania z własnych słowników językowych. Podobne ułatwienia będą na maturze.
Gdy pytamy, czy to nie będzie sprzyjać niechęci polskich uczniów - Kluzik-Rostkowska odpowiada: Proszę sobie wyobrazić, że kilku- czy kilkunastoletnie dziecko ma w rok władać tak samo językiem polskim, jak rodowity Polak. Myślę, że każdy to zrozumie. Chodzi też o to, by nie dzielić dzieci na takie i inne. Już teraz obcokrajowcy nie są "obok szkoły", do której chodzą. Na przykład podczas różnych świąt mają okazję do przedstawienia swojej kultury czy historii. Chodzi o to, by one chciały być wśród nas.
Nauczyciele mówią jednak, że bez choćby kilku miesięcy na wdrożenie i odrębnego czasu na naukę polskiego - ułatwienia ministerstwa niewiele pomogą. Walczymy też o to, by dziecko przyjeżdżające do Polski miało okres aklimatyzacji. Żeby uczeń, który przyjeżdża do Polski na dwa miesiące przed egzaminem, był z niego zwolniony. Bo większa czcionka czy więcej czasu nie zwiększy mu punktów - mówi Bogumiła Lachowicz, dyrektorka Zespołu Szkół w Coniewie, w powiecie piaseczyńskim koło Góry Kalwarii. Tam razem z Polakami uczą się dzieci z Dagestanu, Kirgizji, Czeczenii i Ukrainy. Obecnie uczy się u nas 48 obcokrajowców z pobliskiego Ośrodka dla Uchodźców w Lininie, na 170 uczniów w całej szkole. Gdy pytamy o wdrożenie cudzoziemców - Lachowicz odpowiada, że to największa bolączka szkoły. Od 10 lat walczymy o to, by dzieci nie trafiały od razu, z pociągu, z ośrodka na drugi dzień do szkoły. Są uczniowie z małych wiosek kaukaskich, które nie widziały wcześniej dużego miasta. W innej szkole, w Podkowie Leśnej, są dzieci z Somalii czy Erytrei, które nie znają nie tylko języka, ale też kultury, sposobu zachowania się.
Czasu na poznanie naszej kultury i języka jest niewiele. Uczniowie z innych krajów mają tylko dwie godziny tygodniowo osobnych zajęć polskiego. Uczeń, który nie zna języka bardzo źle czuje się w szkole. Bo musi przez 6 godzin z innymi dziećmi uczestniczyć w zajęciach, a dopiero po lekcjach trafia na dodatkową naukę alfabetu. Mowa też o uczniach gimnazjów, którzy siedzą na biologii, historii Polski, fizyce, chemii i nie mają o tym zielonego pojęcia. Dobrze, gdy mówimy o dziecku, które jest grzeczne i nie przeszkadza. W pierwszych klasach podstawówki mam teraz ośmioro cudzoziemców, którzy nie potrafią usiedzieć 45 minut. Trzeba ich przyzwyczajać do siedzenia w ławce - wyjaśnia Lachowicz.
Szkoła wspomaga się dodatkowymi nauczycielami. Prowadzącego wspomaga tu nauczyciel z organizacji pozarządowej. W takich przypadkach, w każdej szkole powinna być zatrudniona pomoc nauczyciela, ale to zależy od możliwości gminy.
Nie każda szkoła chce przyjmować obcokrajowców. Wie o tym szefowa MEN. Dyrektorzy obawiają się choćby wszelkich rankingów, w których mogą wypaść słabiej i obniżyć średnią. To właśnie stąd nowe ułatwienia w ocenianiu - odpowiada Kluzik-Rostkowska.
Przeważnie uczeń-cudzoziemiec jest w polskiej szkole krócej, niż rok. Całe rodziny emigrują bowiem do kolejnych krajów. Jeśli jednak rodzina zostanie w Polsce, wspiera ją Powiatowe Centrum Pomocy Społecznej. Rodzice muszą jednak wtedy pracować w Polsce i uczyć się polskiego na specjalnych kursach, a dzieci - muszą uczyć się w polskich szkołach.
Romuald Kłosowski