Zwycięski mecz ze Szwajcarią był demonstracją siły i słabości polskiej kadry. Końcówka spotkania będzie nam się śniła po nocach - nasi piłkarze byli tak wycieńczeni, że odliczali minuty do konkursu rzutów karnych. Biało-czerwoni walczyli jak nigdy i robili wszystko, aby dożyć tej 120. minuty. Na ich tle wyróżniał się nasz bramkarz Łukasz Fabiański.

Zwycięski mecz ze Szwajcarią był demonstracją siły i słabości polskiej kadry. Końcówka spotkania będzie nam się śniła po nocach - nasi piłkarze byli tak wycieńczeni, że odliczali minuty do konkursu rzutów karnych. Biało-czerwoni walczyli jak nigdy i robili wszystko, aby dożyć tej 120. minuty. Na ich tle wyróżniał się nasz bramkarz Łukasz Fabiański.
Łukasz Fabiański /ROBERT GHEMENT /PAP/EPA

73. minuta - rzut wolny dla Szwajcarii. Do piłki podchodzi Rodriguez i oddaje bezpośredni strzał na bramkę. Piłka leci w samo okienko. Fabiański frunie w powietrzu i opuszkami palców wybija futbolówkę ponad bramkę.

W tym momencie Twitter zwariował. Interwencja Polaka jest już nominowana do miana "obrony mistrzostw", Polak został okrzyknięty przez kibiców bohaterem meczu.

Swoją pozycję Fabiański musiał jednak za każdym razem udowadniać.

Jego pierwszym trenerem, z czasów gry w Polonii Słubice, był Jerzy Grabowski. Od niego Fabiański nauczył się podstaw piłkarskich. Wspominał później, że trener wbił mu do głowy takie wartości jak pokora, pracowitość i rzetelność. Jego kariera nabrała prawdziwego rozpędu w 2005 roku, kiedy przeszedł do Legii Warszawa. W stolicy był przez kolegów nazywany "Bambi", bo był grzeczny i ułożony. Kiedy przyszedł na Łazienkowską, wszedł nieśmiało do szatni i usiadł na ławce, nie szukał z nikim zwady. Był nowy. Nagle głos zabrał ówczesny pierwszy bramkarz Artur Boruc: Niech nowi się przedstawią. Fabiański stanął na baczność i zaczął recytować: Dzień dobry, nazywam się Łukasz Fabiański, mam 19 lat i pochodzę ze Słubic. Cała szatnia w śmiech... Nikt, poza Łukaszem, się już nie przedstawił.

Grono jego znajomych jest bardzo wąskie. Z czasów gry w Legii należą do niego Tomasz Kiełbowicz i Marcin Rosłoń.

Przy Łazienkowskiej spędził dwa lata. W 2006 roku wywalczył mistrzostwo kraju, dwukrotnie został wybrany najlepszym bramkarzem ligi polskiej. W 2007 roku przeszedł do Arsenalu.

Jego pobyt w Londynie przypominał jazdę na kolejce górskiej. W 2010 roku był rezerwowym bramkarzem. Kiedy w końcu wybiegł w oficjalnym meczu, "Kanonierzy" mierzyli się z odwiecznym rywalem - Tottenhamem. Było to spotkane w Pucharze Ligi Angielskiej. Arsenal wygrał po dogrywce 4:1, ale na Fabiańskiego spadła fala krytyki za bramkę Robbiego Keane'a. Po meczu sam przyznał, że powinien był obronić ten strzał. Presja była gigantyczna, a brytyjskie bulwarówki nadały mu przezwisko "Flappyhandski". Miał przyszytą łatkę bramkarza niepewnego. Tydzień później rozegrał drugi mecz sezonu - w Lidze Mistrzów przeciwko Partizanowi Belgrad. W ostatnich minutach obronił rzut karny. Był noszony na rękach, a Arsene Wenger wyznał, że wreszcie ma zawodnika, którego od dawna widział na treningach.

Od tamtej pory Łukasz Fabiański był pierwszym bramkarzem. Grał fenomenalnie. Po kilku spotkaniach dziennikarze Sky Sports widzieli w nim kandydata na bramkarza sezonu, a nawet jednego z najlepszych golkiperów Premier League. W styczniu 2011 roku doznał jednak kontuzji i w bramce zastąpił go Wojciech Szczęsny. Od tamtej pory historia Fabiańskiego przypomina tę, o której opowiadał Adaś Miauczyński w filmie "Nic śmiesznego" - zawsze był drugi. Robił wszystko, co mógł, aby wrócić do bramki Arsenalu, jednak pozycja Szczęsnego była niepodważalna.

Jego frustracja rosła z każdym kolejnym sezonem, ale nie chciał odchodzić z klubu - miał coś do udowodnienia. Zrobił to w 2014 roku w finale Pucharu Anglii. W półfinale obronił dwa rzuty karne, a w finale pomógł swojej drużynie i ekipa ze stolicy Anglii wygrała z Hull City 3:2.

Odszedł z Arsenalu jako zdobywca Pucharu Anglii. Przeszedł do Swansea City. W pierwszym sezonie zagrał w 37 meczach, trzynastokrotnie zachowując czyste konto. Na koniec rozgrywek brytyjski magazyn "Four Four Two" wybrał Fabiańskiego najlepszym bramkarzem sezonu w Premier League, a klub Swansea uznał Polaka m.in. za najlepszego zawodnika.

Zmiana kosmopolitycznego Londynu na spokojne Swansea okazała się strzałem w dziesiątkę. Fabiański mieszka poza miastem, w okolicach malowniczych klifów. Sam często podkreśla, że znalazł tam to, czego szukał od dawna - spokój. A jeśli dodamy do tego pewne miejsce w bramce i stabilizację, nie powinniśmy się dziwić, że Polak na każdym kroku powtarza, jak bardzo jest szczęśliwy.

Uwielbia koszykówkę. Czasem potrafi zarwać kilka nocy z rzędu, aby obejrzeć swoją ukochaną NBA. Ma zresztą pokaźną kolekcję koszulek klubów najlepszej koszykarskiej ligi świata. Kiedy był mały, jego idolem był Michael Jordan. Do tej pory lubi rywalizować ze swoim bratem. Dzień po meczu z Gruzją podjechałem do niego i wyskoczyliśmy pograć w kosza. Zacięta potyczka. Graliśmy do dwudziestu, przegrywaliśmy 13:19 i mimo wszystko udało nam się wygrać. To sprawiło mi większą przyjemność niż zwycięstwo z Gruzją na Stadionie Narodowym - mówił w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". Oprócz Jordana uwielbia Rocky’ego, Michaela Jacksona, Supermana i "Gwiezdne Wojny".

Na Euro 2016 został wybranym drugim bramkarzem. Przeżył tę decyzję, ale nie lamentował. Sam śmieje się trochę z tego, że historia jego i Wojciecha Szczęsnego przeplata się niemal na każdym kroku. We Francji Fabiański znów wskoczył na pierwsze miejsce, ponieważ Szczęsny doznał kontuzji uda.

Teraz czeka go nie lada zadanie: ćwierćfinał mistrzostw Europy. Czy to będzie jego najważniejszy mecz w karierze? On sam mówi, że "zawsze ten ostatni mecz jest najważniejszy".

FABIAŃSKI W LICZBACH:

Łukasz Fabiański rozegrał 31 meczów w reprezentacji Polski. Debiutował w marcu 2006 roku w towarzyskim spotkaniu z Arabią Saudyjską (2:1).

W ostatnich dwóch sezonach Premier League rozegrał 74 spotkania w barwach Swansea. W poprzednich siedmiu sezonach w barwach Arsenalu wystąpił w 32 meczach ligowych.

(mpw)