"Nie jesteśmy zadowoleni z naszej gry. Tylko momentami wyglądała ona dobrze" - tak Kamil Glik skomentował zwycięski pojedynek biało-czerwonych z Łotyszami w eliminacjach Euro 2020. Trzy punkty podopieczni Jerzego Brzęczka zapisali na swym koncie po golach Roberta Lewandowskiego i Glika. I choć w tej chwili reprezentacja Polski prowadzi w swojej grupie z kompletem sześciu punktów, obrońca AS Monaco jest umiarkowanym optymistą. "Przed nami wiele wzlotów i upadków" - przestrzegł.
Walkę o awans do przyszłorocznych mistrzostw Europy polscy piłkarze rozpoczęli w czwartek - i rozpoczęli zwycięsko: w Wiedniu pokonali Austriaków 1:0. Jako jedyny na listę strzelców wpisał się w tym spotkaniu Krzysztof Piątek.
W niedzielę natomiast podopieczni Jerzego Brzęczka wyszli na murawę PGE Narodowego, by zmierzyć się z reprezentacją Łotwy: wygrali ten pojedynek 2:0, ale w stylu zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Nie jesteśmy zadowoleni z naszej gry. Tylko momentami wyglądała ona dobrze. Nadzialiśmy się natomiast na kilka kontrataków, które były bardzo groźne. Na szczęście strzeliliśmy dwie bramki. Są w nas duże rezerwy i mamy do poprawy wiele rzeczy - przyznał Kamil Glik, komentując potyczkę z Łotyszami.
Rywale biało-czerwonych mieli w pierwszym kwadransie gry przewagę i zagrozili bramce Wojciecha Szczęsnego.
Nie zaskoczyli nas, ale nastawialiśmy się, że to my będziemy rozgrywać piłkę, a Łotysze będą kontratakować. Nie potrafiliśmy się jednak dobrze ustawić w stosunku do rywali. Musimy nad tym w przyszłości pracować, bo takich meczów jak ten niedzielny będzie sporo w eliminacjach. Domyślam się, że spotkania z Macedonią, Słowenią czy Izraelem w Warszawie mogą być bardzo podobne. Dlatego musimy się do tego lepiej przygotować - podkreślił 31-letni obrońca.
Biało-czerwoni długo nie potrafili przełamać defensywy Łotyszy. Dopiero w 76. minucie uderzeniem głową do siatki trafił Robert Lewandowski, a osiem minut później - również po uderzeniu głową - wynik ustalił Glik.
Zabrakło nam kreatywności i nie podejmowaliśmy dobrych decyzji. W pewnych momentach zabrakło nam też szczęścia - przyznał ten drugi.
Po meczu z Austrią mówiłem, że czeka nas ciężkie spotkanie z Łotwą - i na takie się nastawiałem. Trzeba być w nich podwójnie skoncentrowanym, jeśli chodzi o kontrataki rywali. Łotwa to nie jest zespół na poziomie San Marino czy Gibraltaru, a trochę lepszy - zaznaczył.
Po dwóch kolejkach biało-czerwoni jako jedyni w grupie G mają na koncie komplet punktów. Kolejne mecze rozegrają w czerwcu: zagrają na wyjeździe z Macedonią Północną i u siebie z Izraelem.
Jesteśmy drużyną, która wzbudza u rywali szacunek. Nie wiem, jak będą przygotowani nasi rywale w czerwcu, ale domyślam się, że może być podobnie jak z Łotwą - ostrzegł Kamil Glik.
Przed naszym niedzielnym spotkaniem śledziliśmy wynik meczu Izrael - Austria (Izrael pokonał Austrię 4:2 - przyp. RMF) i wszystko układa się dla nas pomyślnie. Jednak to my i nasze wyniki są najważniejsze i liczy się tylko to, że po dwóch kolejkach mamy sześć punktów - mówił.
Natychmiast jednak zastrzegł, że "trzeba pamiętać, że za nami dopiero pierwsza faza rozgrywek".
Przed nami jeszcze wzloty i upadki. Mam nadzieję, że tych upadków będzie jak najmniej - podsumował doświadczony obrońca.