Razem czy osobno? Wielką czy małą literą? Wyjątek czy reguła? Już za niespełna dwa tygodnie odbędzie się III Ogólnopolskie Dyktando Krakowskie. Jeśli chcesz sprawdzić, czy znasz zasady języka polskiego, weź udział w tym ortograficznym wyzwaniu. Startujemy 25 marca 2017. Miejsce Auditorium Maximum UJ w Krakowie.
Dyktando, podobnie jak w poprzednich latach, ma formułę otwartą. Może w nim wziąć udział każdy bez względu na wiek, płeć czy wykształcenie. Oprócz laureatów pierwszego miejsca z poprzednich edycji. Organizatorzy przewidzieli ponad 500 miejsc dla uczestników.
Formularze zgłoszeniowe dostępne są na stronie Miesiąca Języka Ojczystego, Koła Naukowego Językoznawców Studentów UJ oraz na Facebooku. Mailowe potwierdzenie rejestracji zostanie wysłane do uczestników po jej zakończeniu i weryfikacji danych.
Autorką tekstu dyktanda będzie ponownie dr hab. Mirosława Mycawka z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, która przyznaje, że nie zabraknie w nim krakowskich klimatów.
Sprawdzian ze znajomości polskiej ortografii odbędzie się 25 marca w Auditorium Maximum UJ (godz. 10.00). Dla zwycięzców przewidziane są atrakcyjne nagrody. Najlepszy uczestnik zostanie uhonorowany tytułem Krakowskiego Mistrza Ortografii. Dyktando w całości będzie transmitowane w portalu Interia.pl i na RMF24.
Organizatorami III Dyktanda Krakowskiego są Wydział Polonistyki UJ, Koło Naukowe Językoznawców Studentów UJ im. Mieczysława Karasia oraz Stowarzyszenie Polonistów.
III Dyktando Krakowskie odbędzie się w ramach Miesiąca Języka Ojczystego (MJO), które organizuje Wydział Polonistyki UJ. W ramach tego miesiąca będą organizowane m.in. Narodowy Test Wiedzy o Języku Polskim i debaty oksfordzkie. Dyktando Krakowskie jest finałowym wydarzeniem MJO.
Dla osób, które w dyktandzie popełnią najmniej błędów, przewidziane są nagrody pieniężne i rzeczowe.
Śledźcie naszą stronę - w ramach rozgrzewki przed III Ogólnopolskim Dyktandem Krakowskim - przygotowaliśmy sporo niespodzianek. Mamy też propozycję dla tych, którzy kochają język polski i RMF FM. Szczegóły już wkrótce bądźcie czujni.
Nadkomisarz Mrzyk, nie Hiszpan, lecz pół Wołoch, pół Hucuł, każdemu, kto ujrzał go en face, do złudzenia przypominał Jeana Reno. Mimo że pochodził z podrzeszowskiej wsi Hyżne, weekendy spędzał w połemkowskiej chyży, ulokowanej w pół drogi między Hoczwią a Rzepedzią na Podkarpaciu. Ostatnio choćby, wpółleżąc wpośród krzewów urzetu na płożących się pędach bażyny, przy wtórze terkotu czarno nakrapianego paszkota, obserwował dzierzbę, która znienacka przycupnęła na brzeżkach wpółspróchniałej dzieży. Czyhał na ekstraokazję uchwycenia jej w teleobiektywie, gdy nagle srokosz czmychnął spłoszony złowróżbnym pohukiwaniem puchacza. Nazajutrz o brzasku, już w grodzie Kraka, by nie ulec tużpoweekendowej chandrze, komisarz mimo mżawki ruszył bez wahania w towarzystwie chyżego charta i długowłosego collie na coranną przebieżkę wzdłuż bulwaru Czerwieńskiego. Gdy most Dębnicki był tuż-tuż, jak spod ziemi wyrósł naprzeciw Mrzyka kustosz Mrzonka z Wawelu. Z wyrazem twarzy znanym z "Krzyku" Muncha, rzężąc, półgłośno wycharczał, że podczas Nocy Muzeów, korzystając z chaosu i harmidru, sportretowana przez da Vinci super-Włoszka porzuciła ramy obrazu, uprowadzając ze sobą jasnobeżową quasi-fretkę. Mrzyk raz-dwa wdrożył śledztwo i jął przeczesywać miasto. Akcja przebiegła w tempie blitzkriegu. Już po półgodzinie komisarz dostrzegł dezerterkę na placu Wszystkich Świętych. Z wprawą himalaistki wspięła się obunóż na cokół pomnika Dietla, gronostaj zaś oplótł się wokół spiżowej szyi zacnego męża niby rektorski kołnierz. Rozsrożona dama krzyknęła: - Mam dość tej megaharówki i hiperupokorzenia. Co dzień hordy "gimbusów" natrząsają się ze mnie, "zarażając" mnie swoim żargonem. Zamiast ochów i achów słyszę ohydne komentarze w stylu: "- Laska byłaby w porzo, gdyby nie ten obciachowy rzemień wrzynający się jej w czachę". Co noc zaś z podziemi katedry wynurzają się kościotrupy monarchów i rujnują mój spokój, odstawiając żałosny danse macabre. Nadto znużył mnie już ten futrzak. Weźcie go sobie do zoo. Szop pracz się nim zajmie. Zamiast niego żądam iPhone'a bez SIM-locka i z wi-fi (Wi-Fi), gdyż zamierzam mailować (mejlować) z moją superprzyjaciółką Giocondą, chałturzącą za półdarmo w Luwrze. Mona zamrze z wrażenia, gdy dostrzeże mój profil na Facebooku. Aha, i dołóżcie mi do towarzystwa autoportrety van Gogha, Goi i Velázqueza, a hojnie obdarzony talentem artysta malarz niech mi zrobi świeży make-up i tatuaż z tchórzofretką. Hej, komisarzu, rozżarzżeż w sobie krztynę empatii! Nie żądam przecież mauzoleum à la Tadż Mahal. Widząc, że nie na żarty to dictum, Mrzyk, nie handrycząc się i nie narażając na pogróżki, przystał nań, byleby ustrzec włodarzy miasta przed haniebnym skandalem wszech czasów, a nużby gorszym niż naówczas, gdy futuryści wydali jednodniówkę pt. "Nuż w bżuhu". Clou tej historii? Otóż arcydzieło mistrza Leonarda przechrzczono na "Damę z komórką", a jego bohaterka zamiast fochów strzela smartfonem fotki turystom.