Brytyjskie media opublikowały prywatną rozmowę premier Theresy May z bankierami. Nagrano ją przed czerwcowym referendum, które zadecydowało o Brexicie. Piastująca wówczas stanowisko minister spraw wewnętrznych May była zwolenniczką pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Rzadko jednak wypowiadała się na ten temat publicznie.
Dziś jako premier Theresa May jest gorącą orędowniczką Brexitu. Zdaniem komentatorów, jej oszczędny publiczny wizerunek przed głosowaniem, w zestawieniu ze zdecydowanymi poglądami wyrażanymi prywatnie, jest wart odnotowania.
Argumenty za pozostaniem w Unii są oczywiste. Uczestnictwo we wspólnym rynku, do którego dostęp ma pół miliarda ludzi, jest dla nas niezmiernie ważne - powiedziała ówczesna minister. Wiele ludzi będzie inwestować w Wielkiej Brytanii, bo jesteśmy w Europie - dodała.
Podczas prywatnego spotkanie z przedstawicielami firmy Goldman Sachs, Theresa May wyraziła swe głębokie obawy wobec perspektywy Brexitu.
Jeśli opuścimy Unię Europejską, wiele firm i koncernów zastanawiać się będzie nad przeniesieniem swych siedzib do Europy - powiedziała.
Zaznaczyła jednocześnie, że Brexit może negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii.
Obecna strategia premier Theresy May zdaje się przeczyć tym obawom, a ona sama oficjalnie głosi stanowisko zgoła odmienne. Publikując nagranie jej rozmowy z bankierami z maja, media podkreślają ten wyraźny kontrast. Zdaniem niektórych komentatorów, taka rozbieżność może podważyć wiarygodność szefowej rządu. Po rezygnacji premiera Davida Camerona, Theresa May została kandydatką na to stanowisko. Później już jako premier miała obowiązek realizowania polityki rządu, naznaczonej wynikiem referendum. Przez wiele tygodni przedstawiała nieprzejednane stanowisko wobec Brukseli, potwierdzając swym zachowaniem teorie, że Wielka Brytania kroczy w kierunku tzw. twardego Brexitu, który pozostawi ją bez dostępu do wspólnego rynku.
Ostatnie wystąpienia premier są jednak bardziej stonowane. Jak powiedziała w tym tygodniu w Izbie Gmin, negocjacje w sprawie Brexitu nie muszą być "zero-jedynkowe". Oznacza to, że dopuszcza w nich pewne ustępstwa.
Według obserwatorów, główną osią negocjacji będzie ustalenie zależności między kontrolą granic a dostępem brytyjskich firm do wspólnego rynku.
Brytyjski rząd nie chce jednak oficjalnie mówić na ten temat. Padły pod jego adresem oskarżenia, że będzie traktował obywateli Unii Europejskiej mieszkających na Wyspach, jak kartę przetargową - ich przyszłość po Brexicie nie została na razie zagwarantowana. Drugą stroną medalu jest los 1.2 miliona Brytyjczyków, którzy mieszkają obecnie w innych krajach Wspólnoty, głównie w Hiszpanii, Francji i Niemczech.
(j.)