Przyznam szczerze - nie myślałem wtedy w ogóle o gospodarce. Przypuszczałem tylko, że nie będzie już u nas kartek. Nie będzie kłopotów żywnościowych. Tylko tyle, i aż tyle. I tu znów - przyznam szczerze - że chyba się najbardziej myliłem. Bo dziś, ten Polski sukces gospodarczy, o którym w ogóle wtedy nie myślałem, jest dla mnie czymś ciekawszym i ważniejszym, niż ta wolność polityczna, którą się wtedy zachłystywałem. No ale wtedy miałem osiemnaście lat i niecałe 5 miesięcy...
Jak zapamiętałem dzień 4 czerwca 1989 roku? Z pewnością jako moje pierwsze w życiu wybory. I to nie takimi, jakimi były dla wielu moich znajomych. Wyborami, do których pierwszy raz poszli. Bo wcześniej - chociaż mogli - to do nich nie chodzili. To były moje pierwsze wybory w ogóle. Miałem bowiem wtedy osiemnaście lat.
Co z nich pamiętam? Że to była świetna okazja, aby zrobić na złość komunie. Aby skreślić tak zwaną Listę Krajową. I to nie skreślić ją tak, jak skreślało ją wielu - wielkim krzyżem po przekątnej. To dzięki temu dostali się z niej do Sejmu - moim zdaniem właśnie przez taki przypadek - Mikołaj Kozakiewicz i Adam Zieliński. Skreślałem ją - pamiętam to dobrze - nazwisko po nazwisku. Żeby przypadkiem nikt nie miał wątpliwości czy ja naprawdę te nazwiska skreśliłem. No i oczywiście głosowałem tylko w tej wolnej części - 35% oraz do Senatu. Wybory w ramach listy PZPR, ZSL i SD - co oczywiste - w ogóle mnie nie interesowały.
Co myślałem, gdy do nich szedłem? Myślałem przede wszystkim o wolnościach politycznych. Myślałem o tym, że już niedługo, po następnych naprawdę wolnych wyborach, będzie w Sejmie prawdziwe życie polityczne. Jak na Zachodzie. Jacyś socjaliści - pewnie Polska Partia Socjalistyczna, jakaś chrześcijańska demokracja itd. Itd. Że będzie można swobodnie demonstrować i wyrażać swoje polityczne poglądy.
Myślałem tak, bo w latach osiemdziesiątych sporo wyjeżdżałem do Anglii. Do lekarzy. I tam pamiętałem - chociaż niespecjalnie wyraźnie - jak ludzie w różnych sprawach politycznych swobodnie demonstrowali. Widziałem w telewizji spierające się partie w brytyjskim parlamencie. I ta polityczna wolność zwyczajnie mi się podobała. Była czymś kompletnie odmiennym od naszej rzeczywistości. I na coś takiego wtedy, 4 czerwca, u nas liczyłem.
Przyznam szczerze - nie myślałem wtedy w ogóle o gospodarce. Przypuszczałem tylko, że nie będzie już u nas kartek. Nie będzie kłopotów żywnościowych. Tylko tyle i aż tyle. I tu znów - przyznam szczerze - że chyba się najbardziej myliłem. Bo dziś, ten Polski sukces gospodarczy, o którym w ogóle wtedy nie myślałem, jest dla mnie czymś ciekawszym i ważniejszym, niż ta wolność polityczna, którą się wtedy zachłystywałem. No ale wtedy miałem osiemnaście lat i niecałe 5 miesięcy...