"Chociaż politycy wkładają naprawdę dużo wysiłku w to, żeby, zwłaszcza budząc negatywne emocje, wpłynąć na opinię wyborców, to ich preferencje są dość stałe" - tak kampanię wyborczą na antenie internetowego Radia RMF24 komentował profesor Sławomir Sowiński, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Gość Radia RMF24 wskazuje na trzy cechy, które w jego ocenie wyróżniają aktualnie trwającą kampanię wyborczą.
Po pierwsze ona się zaczęła nadzwyczajnie wcześnie, bo już na początku maja. I myślę, że to sprawiło, że zwłaszcza PiS już pewne swoje pozytywne pomysły wystrzelał przed wakacjami - mówił. Jego zdaniem sprawia to także, że wszyscy, zarówno wyborcy jak i politycy, wykazują już oznaki zmęczenia.
Sowiński wskazuje też na to, że w trwającej kampanii główną rolę odgrywają emocje, zwłaszcza te negatywne. "Wyjątkowo mało jest rozmów o aspiracjach, programach i pomysłach".
Ostatnią kwestią, o której mówi politolog, jest to, w jaki sposób kształtują się preferencje wyborców, a zatem - jak mogą wyglądać końcowe wyniki.
Chyba nigdy jeszcze tak prawdopodobna jak dzisiaj nie była sytuacja, w której doszłoby do pata wyborczego. I wydaje się, że wielu już myśli o tym, kiedy będzie kolejna, dodatkowa kampania wyborcza - powiedział.
Wobec w miarę stałego rozkładu poparcia dla głównych partii politycznych w społeczeństwie, kluczową - jak podaje ekspert - wydaje się grupa tych wyborców, którzy nie są pewni, na kogo zamierzają oddać głos i czy w ogóle to zrobią. Jej liczebność politolog szacuje na mniej więcej 3-4 miliony, a więc jedną trzecią osób uprawnionych do głosowania.
Do niej, jak się wydaje, partie polityczne jeszcze nie dotarły. Nie znalazły drogi do ich serc, czy też głów. Więc w tym sensie chyba jeszcze najważniejsze ciągle jest przed nami - tłumaczył profesor Sowiński.
Gość Radia RMF24 zaznacza, że kluczową osią podziału we współczesnej polskiej polityce jest nie oś władza - opozycja, a linia podziału między największymi polskimi partiami. Jego zdaniem starać się one będą o utrzymanie swojej hegemonii. Narzędziem służącym osiągnięciu tego celu mają być wielkie wyborcze pojedynki. Profesor Sokołowski w tym kontekście przywołuje starcie między Romanem Giertychem i Jarosławem Kaczyńskim w Świętokrzyskiem.
Taka strategia jednak nie musi wyjść im na dobre. Bywały takie wybory, w których wielkie personalne potyczki niekoniecznie służyły tym, którzy brali w nich udział. Za to niespodziewanie kreowały tych trzecich, tych, którzy byli w opozycji do tego pojedynku - wskazuje politolog. Jako przykład przywołuje starcie Mariana Krzaklewskiego z Aleksandrem Kwaśniewskim, które wypromowało Andrzeja Olechowskiego.
Ekspert wyjaśnia, skąd jego zdaniem bierze się taki efekt. Czasem jest tak, że jeżeli wyborcy są już bardzo zmęczeni takimi marnej jakości igrzyskami politycznymi, takim marnym plebiscytem, to szukają czegoś innego, czegoś świeższego.
Czy stanie się tak i tym razem? W najbliższych tygodniach poznamy odpowiedź na to pytanie.
Opracowanie: Dorota Hilger