Wojna w Strefie Gazy może rozlać się na tereny basenu Morza Czerwonego. Przypuszcza się, że ataki jemeńskiej grupy rebelianckiej Huti na amerykańskie okręty są przejawem wsparcia dla Palestyny. "Każda eskalacja konfliktu na Bliskim Wschodzie będzie stanowiła obciążenie dla amerykańskich zdolności wojskowych " - mówi na antenie internetowego Radia RMF24 dr Witold Sokała, ekspert ds. geopolitycznych z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Ataki jemeńskich rebeliantów Huti na amerykańskie okręty handlowe mogą stanowić przejaw rozlewania się konfliktu w Strefie Gazy na cały Bliski Wschód. Oprócz prywatnych celów Jemenu, związanych ze zwiększaniem swojego znaczenia na Bliskim Wschodzie, znaczenie może mieć również prywatna polityka Iranu, który od dawna wspiera Huti, by zaznaczyć udział w konflikcie oraz wsparcie dla Palestyńczyków. Dzięki temu Iran ma możliwość budowania swoich możliwości oddziaływania na świat islamu sunnickiego, a jednocześnie nie naraża się na bezpośredni odwet Stanów Zjednoczonych i Izraela.
Wpływ na rosnący konflikt na Bliskim Wschodzie może również wywierać Rosja. Jeszcze przed wybuchem konfliktu w Ukrainie, Rosja starała się budować swoje przyczółki nad Morzem Czerwonym. Dzierżawi również bazę morską od Sudanu, umowę ma podpisaną na ponad dwadzieścia lat. Zbiegają się różne elementy, ale tym kluczowym i najważniejszym jest konflikt w Gazie i to jest największe tło tego, co się dziś dzieje nad Morzem Czerwonym - mówi dr Witold Sokała w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim.
Eskalacja konfliktu na Bliskim Wschodzie będzie stanowiła obciążenie dla amerykańskich zdolności wojskowych. Bardziej, niż kwestie militarne, zagrożona jest jednak opinia publiczna, która skieruje agresję w stronę Bliskiego Wschodu. Zdaniem eksperta ataki Huti na amerykańskie okręty, mają wyłącznie charakter demonstracyjny i manifestują wsparcie dla Palestyńczyków. W dodatku każdy ruch ze stronu jemeńskich rebeliantów jest ściśle kontrolowany przez władze Iranu. Kolejnym czynnikiem są negocjacje porozumienia pokojowego pomiędzy Huti i Arabią Saudyjską. Eskalacja w rejonie Morza Czerwonego uderza w handlowe i strategiczne interesy Saudów, dlatego dalsze wszczynanie agresji nie jest Huti na rękę. Przynajmniej tak może się wydawać, jeśli zakładamy racjonalność graczy. To jest ta mała gwiazdeczka przy mojej wypowiedzi. Historia ostatnich lat nauczyła nas, że nie możemy w stu procentach zakładać racjonalności graczy strategicznych - wspomina dr Witold Sokała.
Inne kraje arabskie wraz z Turcją negatywnie wypowiadają się o agresji Izraela wobec Palestyńczyków, przy czym nie angażują się bezpośrednio w ten konflikt. Warto wspomnieć, że w przeszłości problemy Palestyny były silnie lekceważone, a obecnie jest ona wygodnym elementem werbalnym, który można wykorzystać, jednocześnie zachowując swoje strategiczne interesy oraz relacje ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem nienaruszone. Brak wojny z Izraelem oznacza dla bogatych rodzin arabskich oraz przywódców tych krajów dobry biznes. Turcja jest trochę innym przypadkiem, lawiruje między Zachodem, światem islamu, Rosją i Chinami, starając się w ten sposób zbudować własną pozycję regionalnego mocarstwa, a przy okazji wyjść z poważnego kryzysu gospodarczego. Biedni Palestyńczycy, w coraz większej rozpaczy i skłonności do stawiania na radykalnych bandytów, takich jak Hamas, są w ostatecznym rachunku najbardziej pokrzywdzeni w tym wszystkim - mówi ekspert.
Obecnie fikcyjnym scenariuszem jest perspektywa wszczęcia przez kraje arabskie radykalnych działań wobec Izraela. Prowokacja i przekroczenie pewnych granic ze strony Izraela także jest mało prawdopodobne, ze względu na nieustanną kontrolę ze strony władz amerykańskich, które zajmują się uspokajaniem konfliktu. Izrael nie ma potrzeby, żeby posuwać się dalej, niż się posuwa się do tej pory. Abstrahując od różnych ocen moralnych, z czysto wojskowego czy strategicznego punktu widzenia, nawet jeżeli z lekką przesadą prowadzą operację lądową. To jest straszne etycznie, ale uzasadnione pod wieloma względami wojskowo. Izrael godzi się z bardzo wysokim odsetkiem ofiar wśród ludności cywilnej, co wynika z taktyki Hamasu, czyli ukrycia się za cywilami w Strefie Gazy. Nie za bardzo wyobrażam sobie, co jeszcze mógłby zrobić Izrael, co zbulwersowałoby polityków arabskich i doprowadziło do zbrojnej konfrontacji - mówi dr Witold Sokała, ekspert ds. geopolitycznych z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach na antenie internetowego Radia RMF24.
Opracowanie: Wiktoria Krzyżak