Kilka godzin po osobliwym oświadczeniu sędziego Tomasza Szmydta nadal więcej w jego sprawie pytań. Niektóre wcześniej nie padały, inne trzeba być może zadać na nowo.
Jeśli wysoki przedstawiciel władzy sądowniczej prosi za granicą o azyl polityczny, to w pewnych instytucjach włączają się pewnie dzwonki alarmowe. Jeśli czyni to w kraju wspierającym państwo prowadzące najeźdźczą wojnę z naszym sąsiadem - dzwonią również. Kiedy robi to sędzia rozpatrujący m.in. sprawy certyfikatów bezpieczeństwa, a ścieżka jego kariery poważnie nasycona jest udziałem w działaniach co najmniej kontrowersyjnych i podważających zaufanie do państwa - wycie alarmów powinno być słyszalne z bardzo daleka.
Na końcu w pomieszczeniu, w którym zainstalowano te wszystkie sygnalizatory, odzywa się jeden z telefonów. Ten, który dzwoni najrzadziej i odbierany jest najbardziej niechętnie - z rozmówcą oczekującym wyjaśnień, a zwłaszcza odpowiedzi na pytanie co się właściwie stało i jak do tego doszło.
Nie chciałbym udzielać odpowiedzi na te pytania. Kilka z nich zaledwie sobie wyobrażam i już one niepokoją w stopniu najwyższym.
Czy uroki Białorusi mogą tak urzec sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, że gotów jest ostentacyjnie złożyć urząd i poprosić tamże o azyl? Czy takie państwo jak Polska jest w stanie stworzyć aż takie zagrożenie dla swojego prześladowanego - jak twierdzi - obywatela, żeby porzucił swój kraj? Czy wybór mińskiej sielanki może zatrzeć wrażenie, jakie wywołała niewyjaśniona śmierć dezertera Emila Czeczko?
Czy dzisiejsze objawienie, jakiego dostąpił w Mińsku polski sędzia, może być tylko nagłym zwrotem w jego burzliwym życiu? Czy jest może nie tyle zwrotem, co na przykład... powrotem? Inaczej mówiąc, czy sędzia dokonał wyboru dziś, czy może sympatie lub wręcz oddanie interesom Białorusi odczuł wiele lat wcześniej? A w kraju, w którym pracował, musiał się z nimi ukrywać? Czy to, co robił, robił przez to, że był patriotą "biało-czerwonym", jak o nim mówił kolega, rekomendując go do pracy w biurze prawnym polskiej kontrowersyjnej Krajowej Rady Sądownictwa, czy może patriotą spod innej bandery? A może stał się ofiarą szantażu? Jeśli tak, to kiedy? W tym tygodniu, czy kilka lat temu?
Takich i podobnych pytań jest mnóstwo. Co z odpowiedziami?
Jestem w szoku - powiedział na razie szef MSZ Radosław Sikorski.
Oczekuję raportów służb - oświadczył na razie wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.
Znając najogólniejsze pytania nie spodziewam się, że akurat ja poznam odpowiedzi.
Jakkolwiek brzmią, mam jednak nadzieję, że ludzie z pomieszczenia pełnego dzwonków będą ich w stanie udzielić.