"Kto PiS-u dotyka, ten znika" - mają mówić na sejmowych korytarzach politycy PSL. Z drugiej strony daje się obserwować pewne ocieplenie relacji między ludowcami i partią Jarosława Kaczyńskiego. Czy PSL gra na dwa fronty? Czy to PiS próbuje wkładać kij w mrowisko?
Coraz częściej politycy PiS wspominają o rozmowach z politykami PSL. Prezydent chwali współpracę z wicepremierem i szefem MON Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Teoretycznie jest to łatwo wytłumaczalne - jeśli chodzi o politykę obronną kraju, między czołowymi ugrupowaniami panuje generalny konsensus. Mimo wszystko wydaje się, że coś na linii PiS-PSL drgnęło.
Często rozmawiam z posłami PSL, a nawet z działaczami Polski2050 i słyszę: my na druty za Tuska rzucać się nie będziemy - wspomniał niedawno europoseł PiS Joachim Brudziński. Według niego, rozmowy odbywają się w prywatnym gronie, "bo politycy (wymienionych partii) jeszcze się Tuska boją". Im dalej w las, tym strach przed Tuskiem będzie słabszy - dodaje jednak Brudziński, cytowany przez PAP.
Były minister edukacji, poseł PiS Przemysław Czarnek już tuż po wyborach parlamentarnych w 2023 r., kiedy PiS próbowało utworzyć rząd, mówił, że "jeśli w przyszłości tej kadencji Sejmu i przy tej ukształtowanej większości ma się zrodzić inna koalicja niż ta, która rysuje się teraz, to rzeczywiście z PSL-em". Sprawa współpracy z PSL, a raczej jej braku była też przecież podnoszona przez czołowych polityków PiS tuż po wyborach. Czarnek mówił wówczas, że jedną z przyczyn wyborczej porażki Prawa i Sprawiedliwości było właśnie niedostateczne zaangażowanie się w rozmowy z ewentualnym przyszłym koalicjantem.
Zastanawiać może coraz cieplejszy stosunek Andrzeja Dudy do Władysława Kosiniaka-Kamysza. W ocenie prezydenta, lider ludowców Kamysz byłby lepszym premierem niż obecny szef rządu Donald Tusk.
Byłby lepszym premierem, ponieważ myślę, że Władysław Kosiniak-Kamysz raczej by był postacią łagodzącą podziały, które są w Polsce, a nie zaogniającą je. Natomiast Donald Tusk, patrząc na rok jego urzędowania, jest z pewnością postacią zaogniającą te podziały - mówił Duda.
Prezydent przyznał też, że byłby gotów rozważyć propozycję PSL wprowadzenia przepisów o osobie najbliższej. Projekt ten ma być alternatywą dla projektu o związkach partnerskich przygotowanego przez minister ds. równości Katarzynę Kotulę. Zakłada on m.in możliwość wspólnego rozliczania, dziedziczenie, dostęp do informacji medycznej, prawo do opieki w przypadku choroby.
Prezydent Duda chwalił też Kosiniaka-Kamysza w wygłoszonym w Sejmie w połowie października orędziu w związku z rocznicą wyborów parlamentarnych. Dziękował mu za podpisanie ważnych kontraktów na uzbrojenie, za dobrą współpracę w zakresie bezpieczeństwa, a także za zainicjowany przez niego program nowoczesnego wyposażenia indywidualnego żołnierzy.
Mimo tych przychylnych wypowiedzi, zarówno polityków PiS, jak i prezydenta Dudy, politycy PSL zaprzeczają jakimkolwiek rozmowom z PiS o wspólnej koalicji. Te cyniczne słowa, próbujące wkładać kij w dobrze naoliwione tryby, są po prostu prowokacją - powiedział rzecznik PSL, wiceszef MKiŚ Miłosz Motyka.
Według niego, "można między bajki włożyć te stwierdzenia". Nikt z PiS-em nie rozmawia i nie rozmawiał - zapewnił rzecznik ludowców.
Jego zdaniem, "PiS wie, że nie ma alternatywy i chciałoby z kimś współpracować, bo samo nie jest w stanie wygrać wyborów". Motyka stwierdził też, że gdyby PiS miało gwarancję samodzielnego wygrania wyborów, nie myślałoby o żadnym potencjalnym koalicjancie.
Jak kończą koalicjanci PiS, mówiliśmy jeszcze przed 2015 rokiem kolegom z Porozumienia i Solidarnej Polski. Teraz, w roku 2024, ci panowie sami mogą powiedzieć, że politycy PSL mieli rację - ocenił Motyka. Kto PiS-u dotyka, ten znika - dodaje.
Zdaniem posła Jarosława Rzepy (PSL), PiS miało szansę na utworzenie koalicji z PSL w 2015 r.
Dopytywany, co by się musiało stać, żeby PSL zaczął rozmawiać z PiS o koalicji, poseł ludowców stwierdził, że na pewno musiałaby nastąpić zmiana prezesa tej partii. Pan prezes Kaczyński nie mógłby już kierować tą partią, bo zawsze będzie Jarosławem Kaczyńskim i będzie miał to samo spojrzenie. Tam musieliby przyjść politycy całkiem nowej generacji, którzy patrzą na to nieco inaczej - zaznaczył Rzepa.
Podczas sobotniej Rady Naczelnej PSL w Tarnowie sam Kosiniak-Kamysz przyznał, że po wyborach w 2023 r. PiS miało zaproponować mu objęcie funkcji szefa rządu w ramach potencjalnej koalicji z PSL. Bez PSL tej koalicji nie ma. Tylko PSL i ja osobiście dostaliśmy propozycję, żeby tworzyć inną koalicję. I ją odrzuciliśmy. Ja zrezygnowałem z tego, żeby być premierem, bo dochowałem wierności głosom wyborców - oświadczył Kosiniak-Kamysz.
W wyborach do Sejmu, które odbyły się 15 października 2023 r., PiS uzyskało największą liczbę głosów, ale nie przełożyło się to na taką liczbę mandatów poselskich, która dawałaby ugrupowaniu większość w Sejmie. Utworzony następnie rząd, na czele z Mateuszem Morawieckim, nie uzyskał wotum zaufania. Koalicyjny rząd Donalda Tuska utworzony przez KO, Trzecią Drogę (PSL i Polska 2050) oraz Nową Lewicę 12 grudnia 2023 r. otrzymał w Sejmie wotum zaufania, a 13 grudnia został zaprzysiężony.
W przypadku, gdyby jednak PiS porozumiało się z PSL-em, te dwa ugrupowania miałyby wymaganą liczbę mandatów w Sejmie i chciałyby zmienić rząd, to składa się tzw. konstruktywne wotum nieufności.
Zgodnie z konstytucją Sejm wyraża Radzie Ministrów wotum nieufności większością ustawowej liczby posłów (co najmniej 231) na wniosek zgłoszony przez co najmniej 46 posłów i wskazujący imiennie kandydata na premiera. Głosowanie nad wnioskiem odbywa się nie wcześniej niż po upływie 7 dni od jego złożenia.