Jak nieoficjalnie ustalił dziennikarz RMF FM, kandydatura na tymczasowego prezesa Izby Pracy Sądu Najwyższego trafiła już do kancelarii premiera i od dwóch dni czeka na kontrasygnatę Donalda Tuska. Prezydent Duda zaproponował powołanie tzw. neosędziego, na co premier, po wpadce z ubiegłego tygodnia, nie może się zgodzić.
Żeby powołać sędziego, którego zadaniem będzie przede wszystkim przeprowadzenie wyboru kandydatów na prezesa Izby Pracy, Andrzej Duda potrzebuje zgody premiera. Ponieważ jednak prezydent chce zgłosić kandydaturę sędziego, powołanego do SN kilka lat temu, a więc w procedurze z udziałem tzw. neo-KRS, Donald Tusk nie może wyrazić na to zgody.
W ubiegłym tygodniu oburzenie największych stowarzyszeń sędziowskich i wielu innych prawników wywołała publikacja prezydenckiej decyzji o powołaniu w podobnej procedurze nazywanego komisarzem sędziego, którego zadaniem jest przeprowadzenie wyboru trójki kandydatów na prezesa Izby Cywilnej SN.
Premier złożył pod tym postanowieniem swój podpis, co później wyjaśnił jako błąd urzędnika, który "nie dostrzegł polityczności" tego powołania.
Błąd się zdarzył, konsekwencje są. Więcej taka sytuacja się nie ma prawa powtórzyć - mówił wtedy Donald Tusk jasno deklarując, że jego kontrasygnaty na proponowanym przez Andrzeja Dudę powołaniu nie może się spodziewać żaden sędzia powołany po 2018 roku, kiedy powstała neo-KRS.
W podobnej sytuacji znalazła się właśnie Izba Pracy SN, a po opróżnieniu urzędu przez dotychczasowego prezesa Piotra Prusinowskiego (któremu 2 września skończyła się kadencja), powinien być wyznaczony sędzia, który w ciągu 7 dni powinien zwołać zgromadzenie sędziów wybierające trójkę kandydatów na prezesa Izby.
Jak ustaliliśmy, prezydent przedstawił premierowi do kontrasygnaty kandydaturę kolejnego neo-sędziego. Otoczenie Andrzeja Dudy zdaje sobie sprawę z tego, że kandydat nie może liczyć na kontrasygnatę szefa rządu. Pałac czeka na odpowiedź Donalda Tuska wiedząc, że będzie ona prawdopodobnie odmowna.
Właśnie dlatego nawet nieoficjalne nie jest wymieniane nazwisko kandydata. W sądzie najczęściej w tym kontekście wymieniana jest osoba powołana do Izby Pracy w 2020. Dalsze interpretacje mówią, że gdyby uzyskała powołanie, w efekcie przeprowadzonych przez nią zgromadzeń i wyborów, na biurko dokonującego wyboru spośród trójki wskazanych przez Izbę Pracy kandydatów miałaby trafić kandydatura kolejnej osoby, powołanej do SN zaledwie dwa lata temu. Według domysłów sędziów to ona właśnie miałaby ostatecznie zostać wybrana na prezesa Izby Pracy SN.
Na razie Izbą Pracy kieruje jeden z tzw. "starych" sędziów Sądu Najwyższego, Dawid Miąsik, według I Prezes Manowskiej z jej upoważnienia, według siebie na podstawie zasad opisanych w ustawie o sądach powszechnych. Szansy na zgodę prezydenta i premiera w wyznaczeniu przejściowego kandydata, który miałby zrealizować ten scenariusz na razie nie ma.
Na pytanie co dalej, jeśli czekający na kontrasygnatę kandydat przepadnie, dziennikarz RMF FM Tomasz Skory usłyszał w pałacu: "będziemy się zastanawiać".
To jednak znaczy, że kryzys w Izbie Pracy Sądu Najwyższego będzie trwał.