"Gorzkie" - tak wyniki wyborów do parlamentów w Saksonii i Turyngii skomentował Olaf Scholz. Kanclerz wezwał partie w obu krajach związkowych do tworzenia sojuszy wykluczających udział skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Obserwatorzy w Europie są zgodni, że wyniki osiągnięte przez AfD stanowią wyraźny sygnał alarmowy dla całego kontynentu.
W niedzielę mieszkańcy dwóch krajów związkowych we wschodniej części Niemiec, Saksonii i Turyngii, wybierali posłów do lokalnych parlamentów. W Turyngii zdecydowanie zwyciężyła skrajnie prawicowa AfD, wyprzedzając chadecję. W Saksonii CDU nieznacznie wygrała z AfD.
Nasz kraj nie może i nie powinien się do tego przyzwyczaić. AfD szkodzi Niemcom. Osłabia gospodarkę, dzieli społeczeństwo i rujnuje reputację naszego kraju - komentował wyniki wyborów kanclerz Niemiec. Scholz zaznaczył, że wypowiada się jako poseł Bundestagu z ramienia SPD i wezwał do tworzenia sojuszy politycznych bez skrajnej prawicy.
Zwycięstwo AfD w Turyngii stanowi cios dla politycznego centrum w Niemczech. Skrajna prawica nie ukrywała rosnącego radykalizmu, a mimo to ugrupowaniu Scholza nie udało się powstrzymać marszu Alternatywy do zwycięstwa, które liderzy radykałów określają jako "historyczny sukces".
Oprócz tryumfu w Turyngii, AfD odnotowała również świetny wynik w gęściej zaludnionej Saksonii, gdzie zajęła drugie miejsce tuż za chadecją. Ale to nie koniec kiepskich wiadomości dla zwolenników stabilnej sceny politycznej w Niemczech. Trzecie miejsce w obu krajach związkowych zajął populistyczno-lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW), na czele której stoi były członek dawnej Komunistycznej Partii Niemiec Wschodnich.
Wsparcie dla skrajnej prawicy rosło systematycznie, mimo że służby wywiadowcze w Turyngii i Saksonii uznały lokalne oddziały partii za organizacje ekstremistyczne, których celem jest podważenie niemieckiej demokracji. Jedna trzecia wyborców w obu krajach zdecydowała się poprzeć AfD chociaż wystosowano oficjalne komunikaty ostrzegające przed partią.
Zwycięstwa skrajnych ugrupowań budzi zrozumiały niepokój w krajach Europy, zwłaszcza, że zarówno AfD jak i BSW opowiadają się za zacieśnieniem relacji z Rosją i wstrzymaniem pomocy dla Ukrainy.
Wyborcy AfD wskazywali, że najbardziej palącym problemem Niemiec jest migracja. Niedzielne głosowanie odbywało się tydzień po makabrycznych wydarzeniach w Solingen, gdzie uchodźca z Syrii zaatakował nożem w tłumie, zabijając trzy osoby i ciężko raniąc kilka innych. Ten atak zaognił i tak już burzliwą dyskusję na temat polityki migracyjnej RFN i braku działań ze strony rządu w Berlinie.
Według sondażu niemieckiej telewizji aż 81 proc. respondentów wskazało, że Niemcy potrzebują "zasadniczo innej polityki azylowej i uchodźczej".
Scholz, który zdecydowanie potępił atak w Solingen, jest oskarżany o brak reakcji na wcześniejsze incydenty związane z migrantami. Syryjczyk, który wyciągnął nóż w Solingen, nie otrzymał pozwolenia na azyl w Niemczech, ale mimo to nie został wydalony z kraju. Później Państwo Islamskie przyznało się, że nożownik działał z ich ramienia.
Trzeci wschodni kraj związkowy, Brandenburgia, ma głosować za trzy tygodnie. W sondażach nieznacznie prowadzi AfD.
Media w Niemczech zwracają uwagę na możliwe trudności w tworzeniu koalicji w regionalnych rządach. Chadecja jeszcze przed wyborami wykluczyła możliwość wejścia w koalicję z AfD. W niedzielę wieczorem liderka BSW Sahra Wagenknecht oświadczyła, że jej ugrupowanie również nie stworzy koalicji z tym skrajnie prawicowym ugrupowaniem.
Słabe wyniki SPD, Zielonych i FDP źle im wróżą przed wyborami do Bundestagu w 2025 roku - oceniają komentatorzy.