Dlaczego mały Kacper i Klaudia trafili do rodziców zastępczych z Pucka? To pytanie, które stawia piątkowy "Fakt". Według informacji gazety Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie nie miało w swojej bazie żadnej innej rodziny gotowej żeby przyjąć piątkę dzieci.
Rodzin jest zbyt mało - tłumaczy szefowa placówki Beata Kryszak. Teoretycznie do rodziny zastępczej nie było żadnych uwag. Małżeństwo przeszło szkolenie i miało uprawnienia, żeby zostać rodzicami zastępczymi. Jednak od 2010 roku żadne dziecko do nich nie trafiło. Dopiero kiedy sąd zdecydował o odebraniu piątki maluchów rodzicom biologicznym Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie przypomniało sobie o małżeństwie C. Ich sąsiedzi twierdzą, że nikt z pracowników placówki nie pytał ich o opinię, nie przeprowadzono też wywiadu środowiskowego. Małżeństwo dostawało na piątkę dzieci około siedmiu tysięcy złotych.
Prokuratorzy przesłuchali pozostałe dzieci, które były pod opieką rodziców zastępczych. Mają też zeznania świadków, którzy twierdzą że w domu dochodziło do awantur. Rodzice zastępczy zabitych dzieci przyznali się do wszystkiego, złożyli również obszerne wyjaśnienia. Teraz biegli zbadają, czy kobieta była poczytalna .
Gołąbki i flaczki w słoikach, mrożone zupy i warzywa - mogą zdrożeć nawet o kilkanaście procent. Mogłoby być jeszcze gorzej, gdyby urzędnicy zdecydowali się na zniesienie preferencyjnej stawki podatku VAT na gotowe produkty. A takie plany były - przypomina "Fakt".
Podwyżek cen gotowych posiłków jednak i tak nie unikniemy. Drożeje mięso, warzywa, w górę idą też ceny paliw i energii. Według ekspertów w lipcu i sierpniu mieliśmy niewielkie sezonowe spadki cen żywności. Niestety, we wrześniu mamy już do czynienia ze wzrostami cen. Najwyższy poziom osiągną w listopadzie.
Piątkowy "Fakt" z uwagą śledzi przygotowania do sobotniego ślubu Oli Kwaśniewskiej i Jakuba Badacha. Para ma już za sobą podpisanie intercyzy. Z kolei rodzice państwa młodych nie żałowali pieniędzy na uroczystość. Ceremonia ma się rozpocząć o godz. 18.00 w Katedrze Polowej Wojska Polskiego na warszawskiej Starówce. Na ślub zaproszono 400 gości, w tym wiele gwiazd takich jak Kayah, Natalia Kukulska, czy Edyta Herbus. Nie zabraknie również polityków z pierwszych stron gazet.
Sprytni pośrednicy pomagają pracującym na czarno albo za granicą w załatwieniu emerytury w Polsce. Wystarczy hektar ziemi i niewiele ponad 100 zł miesięcznie, by na starość wzbogacić się średnio o 200 tys. złotych. Tylko 5 tys. takich spryciarzy kosztować może budżet miliard - pisze "Gazeta Wyborcza".
Ogłoszenie brzmi: "Posiadanie pola ornego o powierzchni powyżej 1 ha przeliczeniowego pozwala na ubezpieczenie w KRUS. Polecamy dla: osób wykonujących wolne zawody, nieubezpieczonych z innych źródeł, pracujących za granicą, pracujących na »umowy śmieciowe«, pracujących w»szarej strefie«". Znalezienie pośrednika, który sprzeda ziemię i pomoże załatwić formalności, zajmuje tyle czasu, ile wpisanie zdania do internetowej wyszukiwarki. Czyli trwa błyskawicznie.
Hektar u pośrednika kosztuje od 19 tys. zł w górę. Plus 5 proc. prowizji od kwoty transakcji "za doradztwo". To naganny proceder - oburza się rzecznik KRUS Maria Lewandowska. Jeśli ktoś w swojej naiwności wierzy, że do objęcia ubezpieczeniem rolniczym wystarczy kupno hektara, to się myli. Wymogi szczegółowo określa prawo. Jednym z nich jest prowadzenie we własnym gospodarstwie działalności rolniczej. Jeśli mamy sygnał, że coś jest nie w porządku, to prowadzimy postępowanie wyjaśniające - przekonuje rzeczniczka KRUS w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Jednak w praktyce wnioskujący o ubezpieczenie w KRUS wypełnia formularz zgłoszeniowy i przedstawia w Kasie tytuł własności, decyzję o nadaniu NIP, dowód osobisty oraz nakaz płatniczy podatku rolnego. Wszystko pod groźbą kary za składanie nieprawdziwych oświadczeń.
Kierownictwo Pekao SA nie zgadza się na ratunek dla Polimeksu, kolejnej bankrutującej spółki budowlanej - pisze piątkowa "Rzeczpospolita". Tylko Pekao SA jest przeciwne decyzjom, które mogą uratować warszawską spółkę przed bankructwem. Wszyscy pozostali wierzyciele już się zgodzili. Rozmówcy "Rzeczpospolitej" związani z transakcją są zaskoczeni uporem banku. Na rynku roi się od spekulacji, że problem jest większy niż stan finansów spółki. Wśród nich jest podejrzenie, że chodzi o wykluczenie z rynku ostatniej poza Rafako polskiej firmy realizującej duże inwestycje energetyczne.
Gdyby Polimex zbankrutował, byłaby to już kolejna ofiara włoskiego banku, który niedawno przyczynił się do upadku dwóch spółek budowlanych: PBG i Hydrobudowy a wcześniej miał swój udział w upadłości polskich stoczni oraz fabryki makaronów Malma. Wyraźnie bank jest dużo bardziej restrykcyjny przy odzyskiwaniu kredytów niż przy ich udzielaniu - donosi "Rzeczpospolita".