Aż 3,6 miliarda złotych przez ostatni rok stracili kierowcy w korkach w siedmiu największych miastach Polski. W porównaniu do ubiegłego roku ta strata jest mniejsza o 96 milionów. To niewielka, ale jednak poprawa - zwracają uwagę autorzy raportu o korkach: Deloitte i Targeo.
Specjaliści zebrali i przeanalizowali dane z 80 tysięcy urządzeń GPS używanych przez kierowców w Warszawie, Katowicach, Krakowie, Wrocławiu, Łodzi, Poznaniu i Gdańsku. Analiza wykazała pewien paradoks. Okazało się, że miejsc, które notorycznie się korkują, jest dwa razy więcej niż rok temu. Równocześnie jednak w kilku miastach czas stania w korkach się skrócił. Wciąż jednak z powodu tkwienia w korkach kierowcy tracą grube miliardy złotych.
W siedmiu największych miastach kierowcy tracą przez stanie w korkach 13,6 mln zł dziennie, czyli 299 mln zł miesięcznie. W czterech z siedmiu aglomeracji nastąpił w ciągu ostatniego roku wzrost kosztów stania w korkach dla kierowców. Najwięcej w Katowicach i Poznaniu - odpowiednio o 285 i 220 zł rocznie. Z drugiej strony, w trzech miastach koszty te spadły, w tym w Krakowie bardzo znacząco, bo aż o rekordowe 755 zł. Wiąże się to m.in. ze skróceniem czasu, jaki tracimy w korkach. W Krakowie kierowcy stoją o 3 godziny miesięcznie mniej, we Wrocławiu o godzinę, a w Warszawie to tylko pół godziny (to niezauważalna minuta dziennie).
Najwięcej w korkach tracą pracujący w Warszawie, aż 1,4 mld zł rocznie, czyli prawie 5,5 mln zł dziennie! We Wrocławiu to 1,6 mln zł dziennie, w Krakowie podobnie, w Poznaniu ok. 2 mln złotych. Najmniej tracą kierowcy w Katowicach - 639 tys. zł dziennie. Realnie mieszkańcy Warszawy rocznie zapłacili za korki 80 proc. swojej miesięcznej pensji, w Katowicach było to tylko 35 proc. miesięcznego wynagrodzenia.
Kierowców martwią jednak tak zwane wąskie gardła, czyli miejsca, w których notorycznie tworzą się zatory. W raporcie są to odcinki dróg o długości co najmniej 500 m, na których łączny czas utrudnień w porannym i popołudniowym szczycie wynosi co najmniej 1,5 godziny. Ich liczba w 7 miastach wzrosła z 33 do 71 odcinków, a łączna długość zwiększyła się z 50 do 100 km. Niechlubnym liderem pod tym względem jest Warszawa, która rok wcześniej znajdowała się na trzeciej pozycji za Krakowem i Wrocławiem, a dziś otwiera ten ranking.
Oddawanie do ruchu kolejnych przebudowanych skrzyżowań, czy - tak jak w przypadku Wrocławia - obwodnic, na pewno poprawia sytuację kierowców. Niestety, innym efektem jest przeniesienie się zatorów w inne rejony miast. Praktyka pokazuje, że nie potrzeba kosztownych inwestycji, by poprawić płynność ruchu i skrócić czas, jaki kierowcy tracą w zatorach. Czasem wystarczy niewielka przebudowa czy inne ustawienie sygnalizacji. W większości miast raczej utrudnia się życie kierowcom licząc, że wtedy przesiądą się do komunikacji publicznej.
Przeczytaj cały raport o najbardziej i najmniej zakorkowanych miastach