Do poważnego wypadku doszło w poniedziałek na Kasprowym Wierchu. Turystka poślizgnęła się i spadła po stromym, zaśnieżonym stoku blisko 300 metrów.
Kobieta po drodze uderzyła głową o podłoże i straciła przytomność. Ratownicy TOPR przetransportowali ją śmigłowcem do szpitala, gdzie przejdzie operację.
Turystka spadła praktycznie od samego szczytu, od tak zwanego "Dzwonu". Poślizgnęła się gdzieś u góry. Zjechała w stronę Kotła Gąsienicowego. Nie zatrzymała się. Przejechała przez ścieżkę i spadła całym Kotłem Gąsienicowym, zatrzymując się dopiero na dole. Gdzieś dość mocno się uderzyła i straciła przytomność na oczach turystów, których jest dużo na Kasprowym Wierchu. Zjechała na sam dół Kotła Gąsienicowego - powiedział RMF FM ratownik dyżurny Andrzej Maciata.
Ratownicy TOPR w niedzielę polecieli śmigłowcem po nieprzygotowaną do górskich wędrówek turystkę. Kobieta utknęła na Goryczkowej Czubie. Nie miała butów do wędrówek po górach. Była za to widoczna dla ratowników, ponieważ miała różową kurtkę.
Ratownicy TOPR od kilku dni ostrzegają o trudnych warunkach w Tatrach. W wyższych partiach gór leży ponad metr śniegu, wieje lodowaty wiatr i obowiązuje drugi stopień zagrożenia lawinowego.
Jak informuje reporter RMF FM Maciej Pałahicki, turystka z Ukrainy wjechała kolejką linową na szczyt Kasprowego Wierchu, ubrana jak na spacer po Krupówkach.
Chociaż nie miała raków, czekana, ani nawet butów do wędrówek po górach, to ruszyła w kopnym śniegu szlakiem w kierunku Goryczkowej Czuby. Dotarła niemal na szczyt i... utknęła.
Okazało się, że nie może już wędrować dalej, ani wrócić po własnych śladach. Po obu stronach szlaku miała strome stoki, po których w każdej chwili mogła się zsunąć lub spaść z lawiną.
Jak mówią ratownicy - jedyną pozytywną rzeczą w tym nieprzygotowaniu turystki - było to, że miała na sobie różową kurtkę. Łatwo było ją dostrzec z pokładu śmigłowca.