"Po wydarzeniach w Łodzi musimy zmienić się na lepsze" - mówił w Sejmie premier Donald Tusk podczas debaty dotyczącej ataku na łódzkie biuro PiS. Przestrzegał również przez pokusą "kiczu pojednania". Lider PiS Jarosław Kaczyński postawił natomiast tezę, że w naszym kraju dochodzi już nie tylko do ataku na jego partię, ale również na dużą część jej sympatyków.
Jarosław Kaczyński z sejmowej mównicy przywoływał między innymi wydarzenia sprzed Pałacu Prezydenckiego. Stali tam policjanci, często także funkcjonariusze ABW, a jednocześnie krzyż był profanowany, a ludzie bici. Co to w istocie miało znaczyć? To po pierwsze znaczy, że w tym kraju nie ma żadnej praworządności - mówił prezes PiS.
Według Jarosława Kaczyńskiego nie wszyscy obywatele są chronieni w ten sam sposób. To odpowiedź lidera PiS na słowa Donalda Tuska, który mówił o potrzebie wewnętrznej przemiany wszystkich polityków. Nie na pokaz, nie dla kiczowatego podania sobie rąk w świetle kamer. Jeśli tak miałoby się stać, że po tym zdarzeniu nie zmienimy się na lepsze, to nie chwała, a hańba będzie towarzyszyła polskiej polityce i nam wszystkim. - powiedział premier.
I właśnie o słowo "wszyscy" rozgorzał kolejny spór. Gdy Ryszard Kalisz mówił, iż wszyscy na tej sali powinni czuć się odpowiedzialni, słychać było głośne protesty. Najgłośniejsze ze strony posłów SLD, którzy uważają, że winni są wyłącznie politycy PiS-u i Platformy.