Kibole znów zamienili posiedzenie sądu w farsę. W Bydgoszczy ruszył proces 20 chuliganów oskarżonych o zadymę na stadionie Zawiszy w maju zeszłego roku po meczu Pucharu Polski. W przeciwieństwie do blisko pół setki swoich kolegów skazanych w marcu, nie zgodzili się na dobrowolne poddanie się karze. Były żarty, dowcipy i ostentacyjne żucie gumy.
Chuligani nie odnosili się z szacunkiem do sądu. Po godzinie zażądali przerwy na toaletę i papierosa. To jest ta przerwa czy nie? - pytał jeden z mężczyzn z ławy oskarżonych. Zna się pan na zegarku? Nie ma jeszcze 11.30, a na tę godzinę ustaliliśmy przerwę - odparł sędzia Łukasz Bem. Kibole jednak nie tracili rezonu. Jak zaczniemy z kolejnym to będzie 12.00 - zawołali z sali.
Oskarżeni w większości nie przyznali się do winy. Tłumaczyli, że tak naprawdę wcale nie wyszli na murawę, tylko zostali wypchnięci przez tłum. Wyszedłem poza trybuny, bo byłem zagrożony zduszeniem, stratowaniem - wyjaśniał jeden z mężczyzn. Inny przekonywał, że tego typu incydent zdarzył mu się pierwszy raz, a na co dzień jest spokojnym kibicem korzystającym na poznańskim stadionie z trybuny rodzinnej. Jeszcze inni przekonywali sędziego, że zakrywali twarze dla ochrony przed policyjnym gazem. Większość odmówiła też odpowiedzi na pytania sądu.
Kibole tłumaczyli też, że w czasie zamieszek byli pijani i nie pamiętają, co się działo. Niektórzy, mimo niezbitych dowodów w postaci policyjnych zdjęć i filmów z monitoringu, szli w zaparte, przekonując, że mężczyźni na zdjęciach są tylko do nich podobni. Tak, to ja jestem na zdjęciach, ale nie wiem, co tam robiłem - oświadczył z kolei z rozbrajającą szczerością inny oskarżony z Chełmży. Po czym, jak jego koledzy, odmówił odpowiedzi na pytania.
Większości kibiców grożą zakazy stadionowe, surowe grzywny, a niektórym także do 5 lat więzienia. Kolejna rozprawa dopiero w lipcu.