„Dużo gruzu, szkła, które leżało na ulicach, jest już uprzątnięte. Mieszkańcy Bejrutu bardzo zaangażowali się w to, żeby doprowadzić swoją okolicę, najbliższe otoczenie do takiego stanu, żeby dało się poruszać po ulicach. W dalszym ciągu trwa bardzo duże sprzątanie” - powiedział w Rozmowie w samo południe w RMF FM Michał Madeyski koordynator Medycznego Zespołu Ratunkowego Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Akcje poszukiwawcze grup ratowniczych zostały wczoraj zakończone. W tej chwili skupiamy się na pomocy ludziom, którzy stracili dach nad głową. (...) Jesteśmy w klinice mobilnej, działamy na ulicach Bejrutu, pomagamy tym, którzy po wybuchu nie zgłosili się do lekarzy, traktowali swoje rany jako niewielkie, a one z czasem stały się dokuczliwe, albo tym, którzy w trakcie sprzątania odnoszą jakieś obrażenia - dodał ratownik.
Z jednej strony dwa duże szpitale nie działają, w związku z czym pacjenci musieli zostać przeniesieni do pozostałych szpitalu i czas oczekiwania na pomoc medyczną w tych szpitalach automatycznie się wydłużył. Z drugiej strony 30 proc. klinik czy przychodni zdrowia, które w normalnych warunkach przyjęłyby tych pacjentów w miarę na bieżąco, również nie jest w stanie funkcjonować. W związku z tym w dalszym ciągu istnieje dużo więcej osób rannych w stosunku do możliwości ochrony zdrowia, stąd działalność mobilnych klinik na terenie miasta - mówił Michał Madeyski w Rozmowie w samo południe w RMF FM.
Paweł Balinowski zapytał swojego gościa też o to, czego najbardziej brakuje dziś mieszkańcom Bejrutu. Tych wszystkich rzeczy, które są związane z zabezpieczeniem ich normalnego życia, czyli środki opatrunkowe, leki - bo ludzie stracili wszystko, włącznie z lekami, które mieli zapisane na choroby przewlekłe. Ale też brakuje wody do picia i jedzenia - odpowiedział Madeyski.
Dużym problemem jest też to, że wiele tysięcy ludzi straciło w wyniku eksplozji mieszkania. Ponad 300 tys. mieszkańców Bejrutu fizycznie nie ma dachu nad głową. Więc wszelkiego rodzaju namioty, inne sposoby na zabezpieczenie im możliwości przenocowania z dachem nad głową są w tej chwili priorytetem - mówił Madeyski. Co z tymi, którzy stracili domy? Zadziałał ruch oddolny, społeczny i sąsiedzki, czyli ci ludzie w pierwszej kolejności znajdują schronienie u sąsiadów czy rodzin. Często też opuszczają Bejrut i wyjeżdżają do rodzin. Powstają też takie miejsca, gdzie organizuje się im dach nad głową - odpowiedział koordynator Medycznego Zespołu Ratunkowego PCPM.
Madeyski przyznał też, że protesty, które od wielu miesięcy trwają na ulicach libańskich miast utrudniały pracę ratownikom. Dbając o bezpieczeństwo ratowników byliśmy zmuszeni do tego, żeby na czas, gdy te wydarzenia mały miejsce, wycofać się z działań, wrócić do bazy i nie wychodzić. Więc te działania ograniczyły zarówno ratowników jak i naszych pracowników humanitarnych, którzy pomagali w terenie. Względy bezpieczeństwa musiały być priorytetem - mówił.