Pasażerowie PKS-u w podkarpackim Krośnie i okolicach mają powody do narzekań. Drugi dzień z rzędu z zajezdni nie wyjechały tam na ulice autobusy. Strajkuje bowiem cała załoga przedsiębiorstwa.
Są małe szanse, by sytuacja szybko się poprawiła. Plan awaryjny władz powiatu dopiero powstaje. Starostwo tworzy listę kierowców spoza PKS-u, którzy mogliby zastąpić strajkujących pracowników. Problem jednak w tym, że osoby te nie mają własnych autobusów.
Z kolei pojazdy PKS-u stoją zamknięte w zajezdni, gdzie trwa okupacja. Dopóki więc nie znajdzie się przewoźnik z własnymi autobusami problemy pasażerów nie zakończą się. Nadal będą musieli korzystać z przeładowanych busów, które nie wszędzie dojeżdżają. Alternatywę stanowią jedynie własny samochód, autostop lub rower.
Strajkujący zapowiedzieli, że przerwą protest, jeśli odwołany zostanie prezes PKS-u w Krośnie i anulowane zostanie dyscyplinarne zwolnienie z pracy szefa zakładowej Solidarności.
Do strajku kierowców PKS w Krośnie doszło także w czerwcu. Wówczas poparło go 90 procent załogi. Pracownicy domagali się od dyrekcji firmy przestrzegania kodeksu pracy i wypłaty 12-procentowej premii zapisanej w umowach podpisanych z kierowcami. Nie zgadzali się również na zwolnienia.