Jako poseł zajmujący się gospodarką, rozwojem przedsiębiorczości i tworzeniem nowych miejsc pracy, często jestem pytany, czy dla rozwoju danego miasta albo gminy powinno się działać na rzecz ściągnięcia jednego bardzo dużego inwestora, czy też raczej wspomagać rozwój lokalnych małych i średnich firm. Muszę powiedzieć, że na tak zadane pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Przykłady bowiem wielu miast, zwłaszcza tych, które jeszcze w czasach PRL, oprały swój rynek pracy o jedno, wielkie przedsiębiorstwo, wskazują często na negatywne doświadczenia. Jest to bowiem bardzo groźne dla rynku pracy. Każdy wstrząs ekonomiczny takiej firmy, czy też nawet niezależnie od jej kondycji, dekoniunktura w danej branży, sektorze, czy w całej gospodarce, natychmiast przekłada się niezwykle dotkliwie na sytuację społeczną w danym mieście. Z drugiej jednak strony wielkie firmy są nie tylko pracodawcami setek, a nawet tysięcy ludzi w swoich zakładach, ale też kreują olbrzymią liczbę miejsc pracy w innych firmach, głównie małych i średnich, które są dla nich kooperantami... Tak więc wszystko zależy m.in. od: po pierwsze wielkości miasta - im większe, tym bardziej może sobie pozwolić na posiadanie na swoim terenie dużego, albo i większej liczby, dużych przedsiębiorstw; po drugie - od branży i sektora danej firmy, a po trzecie od elastyczności lokalnego rynku pracy. Na pewno, im bardziej wrażliwa jest określona branża na wahania koniunktury, tym większe ryzyko i niebezpieczeństwo dla miejscowego środowiska. W przypadku małych i średnich miast, a tych jest w Polsce i u nas w Wielkopolsce najwięcej, myślę, że powinno budować się przyszłość gospodarczą raczej na wzroście małych i średnich przedsiębiorstw. Około "stutysięczniki" mogą sobie natomiast już bezpiecznie pozwolić również na posiadanie na swoim terenie pewnej liczby dużych i bardzo dużych przedsiębiorstw. Musi to być jednak "ubezpieczane" czymś w rodzaju "poduszki" małych firm i to konieczne działających także i w innych branżach, niż ta, w której funkcjonowałaby firma wiodąca na rynku. Dywersyfikacja bowiem jest istotą bezpieczeństwa gospodarczego.
Istotnym elementem ściągania inwestorów zewnętrznych, ale i wspierania rozwoju mniejszych firm lokalnych są między innymi specjalne strefy ekonomiczne. Wiem to także z autopsji. Cieszę się bowiem, że mogłem pomóc nie tylko w powstaniu specjalnych stref ekonomicznych w Podaninie pod Chodzieżą oraz w Wągrowcu, gdzie, po wybudowaniu kolejnej fabryki, łącznie ponad 2500 ludzi będzie miało dobrą pracę, ale miałem też swój udział w powstaniu takiej strefy wcześniej we Wronkach. Dorzuciłem swoje trzy grosze także do ściągnięcia Koreańczyków do Chodzieży. Ze względu na to, iż wychodziłem też w rządzie specjalną strefę ekonomiczną dla Piły, to chciałbym, aby i w tym mieście powstały nowe miejsca pracy. Różne miasta, te mające, i te, które nie mają specjalnych stref ekonomicznych, nie muszą jednak mieć kompleksów. Nie powinny się też zrażać długotrwałym okresem poszukiwania odpowiednich inwestorów. To specyfiki lokalne bowiem, w tym struktura rynku pracy, decydują dzisiaj gdzie powstaną fabryki, a gdzie ich długo jeszcze nie będzie. To jest też podpowiedź dla samorządowców, co należy robić, aby zdobywać przewagi konkurencyjne w pozyskiwaniu inwestorów. Jednym z głównych obecnie narzędzi jest szkolnictwo zawodowe. Inwestorzy bowiem obecnie już nie tyle szukają gruntów pod budowę - one w zasadzie są ogólnie dostępne - ale wykwalifikowanych rąk do pracy. Wszystkim więc odpowiedzialnym za rozwój gospodarczy podpowiadam - stawiajcie na edukację! Edukacja jest dzisiaj bowiem kluczem do gospodarczego sukcesu.