Cóż to był za spektakl! Noc z poniedziałku na wtorek była wyjątkowa - nie dość, że mieliśmy maksimum roju Perseidów, czyli spadających gwiazd, to dodatkowo niebo w wielu miejscach naszego kraju rozświetliła zorza polarna.
Spadające gwiazdy, czyli meteory, to zjawiska świetlne towarzyszące przelotowi skalnego okruchu z kosmosu (meteoroidu) przez atmosferę ziemską. Większość takich drobin spala się w atmosferze, a tylko te większe są w stanie dotrzeć do powierzchni naszej planety i po upadku znajdujemy je jako meteoryty.
Meteory pojawiają się na niebie przez cały rok, a do najaktywniejszych rojów meteorów należą znane od starożytności Perseidy.
Są to szybkie, bo osiągające prędkość 59 km/s meteory. Zwykle padają grupami po 6-15 meteorów w ciągu 2-3 minut; mogą mieć ślady utrzymujące się moment po przelocie.
Meteory z roju Perseidów mają związek z kometą 109P/Swift-Tuttle. To kometa okresowa, która przelatuje w pobliżu Ziemi co 133 lata; pierwszy raz dostrzeżono ją w 1862 roku.
Aktywność roju Perseidów zaczęła się 17 lipca, a potrwa do 24 sierpnia. Najistotniejszy jest jednak okres wokół maksimum, które przypada zwykle w nocy z 12 na 13 sierpnia. Tak było i tym razem.
Rewelacja. Myślę, że (zaobserwowałem) z 200-300 sztuk (perseidów) - jasne, ciemne, słabsze, eksplodujące, nieeksplodujące, kolorowe. Ale to jak gdyby jeden spektakl dzisiaj - drugi genialny spektakl dzisiaj to zorza polarna - mówił, dzwoniąc na Gorącą Linię RMF FM, pan Paweł z okolic Mińska Mazowieckiego.
Na temat roju Perseidów wypowiedział się również Tomasz Banyś, kierownik planetarium EC1 w Łodzi.
Z meteorami jest niestety tak, że one potrafią w niektórych latach promieniować słabiej. Wszyscy się nastawiają, a tutaj się okazuje, że spektakularnych obserwacji nie ma, a czasem wręcz przeciwnie - przekraczają oczekiwania. W tym roku ja obserwowałem osobiście z centrum miasta i widziałem naprawdę wiele jasnych zjawisk, jasnych śladów na niebie, także spodziewam się, iż ta aktywność była podobna jak w 2016 roku, kiedy był ostatni taki naprawdę fajny rok do obserwacji" - mówił w rozmowie z Piotrem Salakiem na antenie internetowego Radia RMF24.
W nocy z poniedziałku na wtorek na niebie można było zobaczyć nie tylko śmigające jak szalone Perseidy, ale też zorzę polarną. Jej obecność zawdzięczamy rzecz jasna burzy magnetycznej.
Najlepiej było ją widać w północnej Polsce, ale też w głąb Polski, np. w województwach łódzkim i wielkopolskim. Warunki do oglądania zorzy polarnej były dogodne w zasadzie w każdym zakątku naszego kraju.
A czym tak naprawdę jest zorza polarna? To zjawisko świetlne występujące w górnej atmosferze naszej planety, w okolicach biegunów magnetycznych. Zazwyczaj zorze polarne możemy dostrzec za kołami podbiegunowymi, ale gdy warunki są sprzyjające (np. intensywna aktywność słoneczna), zdarza się je dostrzec też w niższych szerokościach geograficznych, także w Polsce.
Od Słońca nieustannie biegnie strumień naładowanych cząstek, tzw. wiatr słoneczny. Gdy na Słońcu zachodzą rozbłyski, strumień ten się zwiększa. W momencie, w którym wiatr słoneczny dociera w okolice Ziemi, natrafia on na pole magnetyczne naszej planety. To z kolei powoduje odchylanie trajektorii cząstek. Cząstki poruszają się wzdłuż linii pola magnetycznego i wzbudzają atomy w atmosferze w obszarach okołobiegunowych. Skutkiem tego jest świecenie zorzowe spowodowane przez liczne linie emisyjne, szczególnie tlenu i azotu.
W kosmosie zorze polarne występują także na niektórych innych planetach. Zaobserwowano je na przykład na Jowiszu, Saturnie, Uranie, czy Neptunie.