Szczątki starego amerykańskiego satelity badawczego UARS spadły w nocy z soboty na niedzielę, nie wyrządzając żadnych szkód, w rejonie południowego Pacyfiku - podała oficjalnie NASA. Eksperci szacują, że przejście przez atmosferę przetrwały ważące około 500 kg fragmenty satelity, który pierwotnie ważył 6 ton i był wielkości autobusu.
Według amerykańskich władz, należący do NASA satelita wszedł w atmosferę nad Pacyfikiem w rejonie wysp Samoa około północy czasu wschodnioamerykańskiego, czyli 6 rano czasu polskiego w niedzielę. Nick Johnson z NASA powiedział, że najprawdopodobniej nikt nie widział momentu wejścia satelity w atmosferę i upadku do oceanu.
Długi na 10 metrów i szeroki na 4,5 metra satelita był jednym z największych pojazdów kosmicznych, jakie w sposób niekontrolowany spadły na Ziemię. Został umieszczony na orbicie przez załogę amerykańskiego promu kosmicznego w 1991 roku. Służył do badania warstwy ozonowej i składu chemicznego atmosfery. Jego misja zakończyła się w 2005 roku i od tamtej pory po woli tracił wysokość przyciągany przez ziemską grawitację.
Satelita był jednym z około 20 tysięcy kosmicznych śmieci krążących na orbicie Ziemi. Każdego roku przez atmosferę przechodzi średnio jeden pojazd podobnej wielkości.