Kapsuła Crew Dragon firmy Space X z czteroosobową załogą na pokładzie wylądowała w niedzielę o 9:36 czasu polskiego w wodach Zatoki Meksykańskiej, w rejonie parku narodowego Dry Tortugas na Florydzie. W ten sposób zakończyła się misja Polaris Dawn, w trakcie której doszło do pierwszego w historii prywatnego spaceru kosmicznego. Załoga, złożona z miliardera Jareda Isaacmana, który finansuje program Polaris, pilota Scotta "Kidda" Poteeta oraz specjalistek misji Sary Gillis i Anny Menon z firmy Space X, spędziła na orbicie 5 dni.
Polaris Dawn to misja, którą poświęcono głównie testom nowych technologii i badaniom medycznym. Mają one pomóc w przyspieszeniu prac nad komercjalizacją programu kosmicznego, realizacji planów powrotu ludzi na Księżyc, wreszcie załogowych lotów na Marsa.
Już pierwszego dnia misji załoga pobiła pierwszy rekord i znalazła się w odległości 1400 kilometrów od Ziemi, najdalej od czasów misji księżycowych. Nigdy wcześniej nie poleciały tak daleko kobiety. Kilkakrotne okrążenie Ziemi po silnie wydłużonej, eliptycznej orbicie pozwoliło na badania reakcji organizmu astronautów i samej aparatury na warunki podwyższonego na tej wysokości poziomu promieniowania kosmicznego. To konieczne przy przygotowaniach do misji księżycowych i marsjańskich.
Najważniejszym punktem lotu był przeprowadzony w trzecim dniu pierwszy prywatny spacer kosmiczny. Kapsuła Crew Dragon nie ma śluzy powietrznej, wyjście na zewnątrz wymaga pełnego rozhermetyzowania kabiny. W tym czasie cała załoga musiała mieć założone specjalne skafandry kosmiczne, wcześniej, przez pierwsze dwa dni, przechodziła procedurę zmierzającą do przygotowania organizmu do zmieniających się warunków oddychania i uchronienia przed ryzykiem choroby kesonowej.
Spacer przeprowadzono na bezpieczniejszej z punktu widzenia promieniowania kosmicznego wysokości poniżej 750 kilometrów nad Ziemią.
Po rozhermetyzowaniu kabiny pobito kolejny rekord, nigdy wcześniej równocześnie w kosmicznej próżni nie przebywały aż cztery osoby. Dwoje członków załogi, Jared Isaacman i Sarah Gillis po kolei wychyliło się na kilkanaście minut przez właz kapsuły.
Plan nie przewidywał pełnego wyjścia na zewnątrz, skafandry nie mają też pełnego, autonomicznego zestawu podtrzymania życia, astronauci byli więc przez cały czas podłączeni do aparatury pojazdu z pomocą specjalnych przewodów.
Podczas spaceru kluczowym zadaniem było przetestowanie w rzeczywistych warunkach nowych skafandrów, sprawdzenie, czy są wystarczająco elastyczne w przegubach, umożliwiają pracę i zapewniają właściwy uchwyt.