Czy najsłynniejsza amerykańska stażystka i bohaterka skandalu rozporkowego była agentką izraelskiego wywiadu? Takie podejrzenia na temat Moniki Lewinsky snuli dawni szefowie KGB. Rewelacje te ujawnił były szef izraelskiego wywiadu, Dani Jatom.
O ocenach wywiadowczych miano rozmawiać na jednym z zakrapianych bankietów w stolicy dawnej radzieckiej republiki. Po opróżnieniu butelki funkcjonariusz KGB odciągnął Jatoma na stronę i konspiracyjnym tonem powiedział: Podstawiliście Monikę Clintonowi, żeby go skompromitować, ale jak wam się udało tak świetnie ją wyszkolić?
Jatom oniemiał ze zdziwienia i zapytał, po co Izrael miałby uderzać w swojego najlepszego sojusznika. Strategia destabilizacji wymaga uderzeń w najsłabsze punkty - wyjaśnił krótko Rosjanin.
Skandal seksualny z Moniką Lewinsky wybuchł w 1998 roku. Z jego powodu ówczesnemu prezydentowi USA Billowi Clintonowi groziło odwołanie z urzędu.
Dziś słynna stażystka zarabia miliony dolarów tylko dlatego, że jest... Moniką Lewinsky. Firmuje swoim nazwiskiem marki odzieżowe, kosmetyki, wydała książkę i jeździ z nią na odczyty po całych Stanach Zjednoczonych.
Skutki afery rozporkowej widoczne są w Stanach Zjednoczonych do dziś. Zwłaszcza teraz, gdy wybuchł skandal dotyczący republikańskiego kongresmana Marka Foleya. Na jaw wyszła jego nieprzyzwoita korespondencja internetowa z nieletnimi asystentami Kongresu. To doprowadziło do burzy i rezygnacji Foleya.
Emocje jednak wciąż nie opadły, a demokraci komentują sprawę w tonie podobnym do tego z czasów afery rozporkowej. Jak się dość powszechnie uważa, podjęta wtedy przez republikanów próba usunięcia Billa Clintona z urzędu doprowadziła do niebywałego zaostrzenia animozji między zwolennikami obu amerykańskich partii. Urazy zeszły na drugi plan tylko przy okazji ataków z 11 września 2001 roku. Ale teraz, przed wyborami do Kongresu, znów nabierają rumieńców.