Po tygodniach milczenia, amerykański kongresmen Gary Condit publicznie przyznał, że łączyły go - jak się wyraził - bliskie stosunki z zaginioną stażystką Chandrą Levy. Odmówił jednak odpowiedzi na pytanie czy był to romans. Kategorycznie zaprzeczył również jakoby cokolwiek łączyło go ze zniknięciem Chandry.
Zdaniem Amerykanów Condit kłamie, próbując coś zatuszować. Niektórzy wręcz sugerują, że historia lubi się powtarzać: "To powtórka z historii Clintona. Condit też wcale wszystkiego nie powiedział. Wciąż bardzo wiele pytań, które zadają sobie Amerykanie pozostaje bez odpowiedzi". Dwa i pół roku temu Kongres USA debatował nad pozbawieniem urzędu prezydenta Billa Clintona za kłamstwa wokół seksu ze stażystką Maniką Lewinsky. Latem tego roku sytuacja się powtarza, choć tym razem nikt nie opowiada pikantnych dowcipów. Bohaterka tego skandalu zaginęła i nie wiadomo, czy żyje.
Chandra Levy, 24-letnia Kalifornijka, przyjechała do Waszyngtonu w zeszłym roku. Jak dziesiątki tysięcy młodych Amerykanów szukała instytucji, która przyjęłaby ją na staż. W ten sam sposób Monika Lewinsky dostała pracę w Białym Domu. Chandra Levy staż odbywała w biurze 55-letniego demokratycznego kongresmana z Kalifornii - Gary'ego Condita. Polityk mieszkał w stolicy sam - jego żona nigdy nie przeprowadziła się do Waszyngtonu. Policja kilkukrotnie przesłuchiwała już Condita, za każdym razem podkreślając jednak, że nie jest podejrzany w związku ze zniknięciem stażystki.
10:30