Film "Żeby nie było śladów" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego został wybrany na polskiego kandydata do Oscara w kategorii "najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy". Obraz będzie miał światową premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Historia maturzysty Grzegorza Przemyka, który zmarł w wyniku pobicia na posterunku milicji w Warszawie w 1983 roku, trafiła do konkursu głównego tego prestiżowego festiwalu. W polskich kinach film będziemy mogli zobaczyć od 24 września.
94. galę nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej zaplanowano na 27 marca 2022 r. Listę nominowanych filmów poznamy 8 lutego 2022 r.
Polskiego kandydata do Oscara wybrała komisja w składzie: Ewa Puszczyńska, Radosław Śmigulski (szef Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej), Sean Bobbit, Jan A. P. Kaczmarek, Małgorzata Szczepkowska-Kalemba i Łukasz Żal.
Oprócz "Żeby nie było śladów", o wybór na polskiego kandydata do Oscara rywalizowały też trzy inne filmy: "Najmro" Mateusza Rakowicza, "Prime Time" Jakuba Piątka i "Hiacynt" Piotra Domalewskiego.
Światowa premiera "Żeby nie było śladów" odbędzie się już 9 września w Wenecji.
Wyjeżdżamy za parę dni do Wenecji i jestem bardzo mocno na to ukierunkowany, na tym się skupiam. Myśl o kampanii oscarowej to będzie temat jesieni szeroko pojętej. Zaraz mamy premierę polską, jeszcze jest festiwal w Gdyni... - mówił RMF FM reżyser Jan P. Matuszyński. Kumulacja tych rzeczy w pewnym sensie pomaga, żeby nie umrzeć ze szczęścia, stresu itd. - dodał.
Ciągle bardzo mało osób ten film widziało. Skupiam się na tym, że już za chwilę świat go ujrzy i to w coraz większej liczbie miejsc. Wenecja jest super punktem startowym - mówił Jan P. Matuszyński. Kampania oscarowa oznacza bardzo wiele wyzwań, których moi producenci przez to, że mieli przygodę z "Bożym Ciałem", są bardziej świadomi niż ja. Ja to traktuję jako krok do przodu. To jest dopiero mój drugi film - zastrzegł reżyser.
Jan P. Matuszyński to twórca głośnej "Ostatniej rodziny" - filmu o rodzinie Beksińskich - i serialu "Król" na podstawie bestsellerowej powieści Szczepana Twardocha. W "Żeby nie było śladów" przypomina historię Grzegorza Przemyka - warszawskiego maturzysty, który w 1983 roku zmarł po pobiciu na posterunku milicji. "Władze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zaangażowały cały swój aparat państwowy, by zatrzeć okoliczności tej śmierci" - podkreśla dystrybutor filmu Kino Świat.
Inspiracją dla reżysera była nagrodzona NIKE książka Cezarego Łazarewicza "Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka". Jak przeczytałem, to uznałem, że to sprawa ważna, warta filmu. Zaczęliśmy szukać drogi, jak z tego zrobić film. Znaleźliśmy Kaję Krawczyk, którą znałem z innego projektu. Doszliśmy do tego, że ona może być fajną scenarzystką - relacjonował Jan P. Matuszyński w rozmowie z dziennikarką RMF FM Katarzyna Sobiechowską-Szuchtą. Byliśmy cały czas z Cezarym Łazarewiczem w kontakcie, zresztą jesteśmy do dziś - dodał.
Grzegorza Przemyka gra w filmie Matuszyńskiego Mateusz Górski - aktor teatralny, nieznany szerszej publiczności. W jego matkę Barbarę Sadowską wciela się z kolei Sandra Korzeniak - również pracująca głównie w teatrze. Centralnym bohaterem jest postać grana przez Tomka Ziętka, czyli świadek całego zajścia, nie Grzegorz Przemyk, który jest istotną, ale drugoplanową postacią - opowiadał Matuszyński w RMF FM.
W obsadzie "Żeby nie było śladów" są także m.in.: Aleksandra Konieczna, Agnieszka Grochowska, Michał Żurawski, Jacek Braciak, Jerzy Bończak, Andrzej Chyra, Bartłomiej Topa, Robert Więckiewicz, Tomasz Kot i Rafał Maćkowiak. Za zdjęcia odpowiada Kacper Fertacz. Producentami są Aneta Hickinbotham i Leszek Bodzak.
Postrzegam robienie i oglądanie filmów jako pewną formę medytacji nad jakimś tematem, a niekoniecznie odpowiadania wprost na jakieś pytania - mówił Jan P. Matuszyński w rozmowie z RMF FM. Bardzo serdecznie zapraszam do dyskusji. To, co miałem do powiedzenia w tej sprawie, jest w tym w tym filmie. Ciekaw jestem, jaka będzie reakcja - dodał. Cieszę się, że zaczynamy tak wysoko, bo Wenecja to jest mocny start. Myślę, że w Polsce będzie bardzo duża dyskusja na temat wielu wątków, które są zawarte w tym filmie. Nie oszukujmy się, filmy się też trochę po to robi - przyznał reżyser.