"Odbieram 11 września jako dzień przepełniony rozpaczą i tragedią, ale jednocześnie ogromną ilością nadziei i miłości, świadectwami siły ludzkiego ducha. Dla mnie ważną częścią książki są niesamowite przykłady heroizmu i niewyobrażalnej odwagi, z jaką ludzie pomagali sobie nawzajem. Odpowiedzieli na jeden z najgorszych rodzajów zła tym, co najlepsze - miłością i nadzieją" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Nyczem Garrett M. Graff - amerykański dziennikarz i historyk. Jego książka "Jedyny samolot na niebie. Historia mówiona zamachów z 11 września" kilka dni temu trafiła do polskich księgarń. To zbiór wstrząsających relacji z tego tragicznego dnia. "Ważnym elementem mojej pracy nad książką była próba uchwycenia całej historii tego dnia i tego, jak przeżywano go w całym kraju - nie tylko w Nowym Jorku, Waszyngtonie czy Pensylwanii, ale też w powietrzu, w kokpitach samolotów, centrach kontroli lotów, szkołach i bazach militarnych" - wylicza Graff. "Żeby kolejne pokolenia mogły zrozumieć decyzje podjęte przez USA, NATO i cały świat po 11 września, trzeba nie tylko poznać fakty, ale też zrozumieć emocje tego dnia" - przekonuje w RMF FM.
Amerykański dziennikarz i historyk Garrett M. Graff zebrał w swojej książce relacje niemal 500 świadków tragicznych wydarzeń z 11 września 2001 roku. Część wspomnień pochodzi z archiwów, a inne to efekt przeprowadzonych przez niego wywiadów.
Graff nie ogranicza się tylko do osób, które były w World Trade Center czy Pentagonie. Zabiera czytelników także na pokład Air Force One i okrętu podwodnego USS Norfolk, do szkół, remiz strażackich, baz wojskowych i wielu innych miejsc. Oddaje głos ocalałym i ich rodzinom, ale także policjantom, strażakom, medykom, dziennikarzom, dowódcom wojskowym, politykom i ich współpracownikom, a nawet amerykańskiemu astronaucie Frankowi Culbertsonowi, który obserwował płonące wieże World Trade Center z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To właśnie relacja tego ostatniego otwiera książkę.
"Z odległości jakichś 650 kilometrów wyraźnie widziałem już Nowy Jork. W całych Stanach Zjednoczonych panowały idealne warunki atmosferyczne, widoczność psuła tylko wielka kolumna czarnego dymu unosząca się nad miastem i rozciągająca się nad Long Island i Atlantykiem. Kiedy włączyłem zooma w kamerze, ujrzałem taki jakby szary kleks zasłaniający południową część Manhattanu. Na moich oczach zawaliła się druga wieża. Założyłem, że dziesiątki tysięcy ludzi musiały zginąć albo odnieść obrażenia. Strasznie było patrzeć, jak ktoś atakuje mój kraj" - wspomina Culbertson, jedyny Amerykanin, który był tego dnia poza Ziemią.
Dlaczego zdecydowałem się na książkę w formie historii mówionej? Coraz mniej osób na świecie pamięta 11 września 2001 r. 1/4 ludności jest za młoda. Możemy obserwować, jak to wydarzenie przesuwa się ze wspomnień do historii - tłumaczy Garrett M. Graff w rozmowie z RMF FM. Historia ataków, której uczymy nowe pokolenia, jest bardzo uporządkowana, jasna i prosta. Były cztery samoloty, ataki rozpoczęły się o 8:46 czasu nowojorskiego. 102 minuty później runęła druga wieża. Jest Pentagon, Shanksville, bliźniacze wieże. Ale to nie jest obraz dnia, jaki pamiętają ci wszyscy, którzy go przeżyli - podkreśla gość RMF FM. Nie wiedzieliśmy, kiedy ataki się zaczęły i do ilu właściwie doszło. Nie wiedzieliśmy, kiedy się skończyły i co stało się później - wylicza.
Dzięki historii mówionej tego dnia możemy wrócić nie tylko do faktów, ale też do ludzkich doświadczeń, do tego, jak przeżywali go ludzie w całym kraju - podkreśla Graff w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Nyczem. A jak on sam pamięta tamten tragiczny dzień?
Uczyłem się w college'u w Bostonie. Byłem na śniadaniu, gdy doszło do ataków. Pamiętam, jak kolega podszedł do stolika i powiedział mi, że dwa samoloty uderzyły w World Trade Center. Dowiedziałem się o tym ok. 9:15 czasu wschodniego - wspomina amerykański dziennikarz. Moja historia tego dnia jest bardzo nudna. Tak jak wielu Amerykanów śledziłem, jak rozwijała się sytuacja. Pisałem do gazety wydawanej w college'u, więc spędziłem trochę czasu nad artykułami - opowiada.
Autor książki "Jedyny samolot na niebie" przekonuje w rozmowie z RMF FM, że dzięki spojrzeniu na 11 września z perspektywy pojedynczych ludzkich historii możemy lepiej zrozumieć wiele z tego, co wydarzyło się później.
Jednym z ważnych dla mnie powodów, dla których warto opowiadać tę historię przyszłym pokoleniom jest to, jak emocjonalnie USA i cały świat zareagował po 11 września. Strach i trauma tego dnia doprowadziły do wielu mrocznych i okropnych decyzji politycznych podjętych przez rząd USA. Niektóre z nich wpłynęły również na Polskę - choćby tortury stosowane przez CIA i tajne więzienia w Polsce. Polska walczyła u boku USA w Afganistanie i Iraku. 44 Polaków (43 żołnierzy i 1 pracownik cywilny przyp. red.) zmarło w Afganistanie - tłumaczy Graff.
Żeby kolejne pokolenia mogły zrozumieć decyzje podjęte przez USA, NATO i cały świat po 11 września, trzeba nie tylko poznać fakty, ale też zrozumieć emocje tego dnia. Przedstawienie tych wydarzeń w formie historii mówionej pozwala pokazać na pierwszym planie właśnie emocje i strach, jaki im towarzyszył - wyjaśnia amerykański dziennikarz i historyk.
Graff podkreśla, że 11 września wydarzyło się tak wiele rzeczy, że nie wszystko dało się od razu zrozumieć i dla poszczególnych osób jasne były tylko małe fragmenty skomplikowanej całości.
Skala tragedii była tak ogromna, że tak naprawdę nie uchwyciliśmy tego wszystkiego, co się stało. Ważnym elementem mojej pracy nad książką była próba uchwycenia całej historii tego dnia i tego, jak przeżywano go w całym kraju - nie tylko w Nowym Jorku, Waszyngtonie czy Pensylwanii, ale też w powietrzu, w kokpitach samolotów, centrach kontroli lotów, szkołach i bazach militarnych w całym kraju - mówi gość RMF FM.
Dziennikarz zwraca też uwagę, że 11 września wydarzyły się takie rzeczy, które - gdyby miały miejsce kiedy indziej, znalazłyby swoje miejsce wśród najbardziej dramatycznych momentów historii współczesnego świata. Tymczasem doszło do nich 11 września i niekoniecznie nawet o nich wiemy - podkreśla. Wymienia w tym kontekście wodną ewakuację z Dolnego Manhattanu.
Statki rybackie, wycieczkowe, jachty rekreacyjne, holowniki i inne jednostki ewakuowały 500 tysięcy osób. To większa ewakuacja niż ta brytyjska spod Dunkierki. Tymczasem dopiero od 10. rocznicy ludzie zaczęli sobie uświadamiać, że coś takiego w ogóle miało miejsce - zauważa Graff. Jest więcej takich momentów "zakopanych" w historii tego dnia, kiedy ludzie próbowali reagować na niewyobrażalną skalę wydarzeń - dodaje.
"Jedyny samolot na niebie" to książka, której siłą są szczegóły pozostające w pamięci czytelnika i składające się w poruszającą całość. Od drobiazgów takich, jak opowieść o prezentacji zabawkowej figurki nowojorskiego strażaka nazwanego Billy Blazes, która była zaplanowana na 11 września, przez opowieść o potężnej burzy dzień przed zamachem i przepięknym błękitnym niebie tego poranka, po historię kobiety zwolnionej z firmy w jednej z wież 10 września czy dramatyczne relacje służb ratowniczych o kolejnych znaleziskach na miejscu tragedii.
"Wjechaliśmy windą na 18. piętro. Następnie przez południową klatkę dostaliśmy się na najwyższe piętro, 22. Mieścił się tam klub fitness. Gdy go przeszukiwaliśmy, zajrzałem do pewnego pomieszczenia i okazało się, że to spa, z jacuzzi, wielkim. Leżał w nim kawałek podwozia samolotu" - wspomina cytowany w książce strażak Jeff Johnson, który uczestniczył w działaniach na terenie wciśniętego pomiędzy wieże WTC Mariottu.
Graff przyznaje, że jedną z najmocniejszych relacji zawartych w książce jest dla niego niemal filmowa opowieść policjanta, który po pracy na terenie WTC wstąpił do kościoła.
"Oczy miałem zaklejone drobinami szkła, odłamkami, pyłem. Nic nie widziałem. Szukałem jakiejkolwiek wody, znalazłem święconą i zanurzyłem w niej ręce. Przemyłem oczy, więc miałem mokrą twarz. Musiałem czymś ją wytrzeć, ale mundur w całości pokryty był pyłem. Wszedłem tam, gdzie się wchodzi obok ołtarza. Mieli tam szaty i inne mniejsze tkaniny, których w Kościele katolickim używa się w czasie ceremonii i nabożeństw. Odszukałem tę malutką - taką białą chustę, którą kładą na kielich, kiedy odprawiają ceremonię z winem. Pośrodku miała wyszyty czerwony krzyżyk" - wspomina detektyw David Brink. Później zamoczył ją w wodzie, przetarł oczy i zobaczył, że do zakrystii wszedł ksiądz.
"- O rany - rzuciłem. - No to mam kłopoty.
On na to:
- Nie, synu. Do tego właśnie powinny być używane" - opowiada policjant.
Jakie jeszcze elementy relacji świadków szczególnie utkwiły w pamięci autora książki?
W historiach tego dnia wyróżniają się dla mnie dwa elementy. Pierwszy to rola, jaką szczęście odgrywa w naszym życiu. Wspomniałeś o kobiecie zwolnionej 10 września. W poniedziałek wydaje się mieć największego pecha, bo straciła pracę w Cantor Fitzgerald, instytucji finansowej na szczycie północnej wieży WTC. Dzień później z dachu swojego nowojorskiego apartamentu widziała, jak wieża się wali, a 638 jej współpracowników ginie - opowiada w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Nyczem Garrett M. Graff. Każdego dnia dokonujemy małych wyborów. Kiedy wypić kawę, kiedy coś załatwić, gdzieś zadzwonić, jakim autobusem pojechać rano, jakim samolotem polecieć, gdy podróżujemy. Nie myślimy o tym, że otwieramy alternatywne wszechświaty, podejmując te decyzje. Tego dnia one były takie ważne, były sprawą życia i śmierci - podkreśla.
Kolejna ważna dla mnie kwestia to ludzka wytrzymałość. Historie z 11 września przepełnione są niewyobrażalną tragedią i rozpaczą. Ale jednocześnie w ciągu dnia widać tyle przykładów miłości i nadziei, przykładów tego, jak ludzie próbowali sobie pomagać, często kosztem wielkiego poświęcenia lub decyzji, które doprowadzały do ich śmierci - zauważa Grafff. W historiach tego przesyconego złem dnia widzi się też wiele przykładów tego, co najlepsze w ludziach - dodaje.
Jedna z reakcji ocalałych i rodzin ofiar na książkę to zaskoczenie, że ich historie są interesujące dla kogokolwiek innego. Fascynujące w powrocie do indywidualnych historii jest to, że tego dnia wielu ludzi rozumiało jedynie maleńki fragmencik tego, co się wydarzyło. Wielu ludzi ewakuowało się z wież bez świadomości, że w ich budynek uderzył samolot. Ludzie wychodzili, ale nie wiedzieli, co właściwie się stało - opowiada Graff. Teraz ci ludzie przychodzą do mnie i mówią: "dziwię się, że moja historia jest dla ciebie interesująca". Do tej pory nie myśleli o swoich doświadczeniach jako o czymś innym niż tylko własnej historii - podkreśla.
Gość RMF FM zwraca uwagę na wysiłek podejmowany przez ocalałych, by pamięć o ofiarach tamtych tragicznych wydarzeń wciąż była żywa.
Mówimy "Nigdy nie zapomnimy" i to chwytliwy slogan, ale to niezwykle ważne dla osób, które przeżyły, żebyśmy pamiętali o tych, którzy zginęli. Zawsze jestem zdziwiony, jak chętnie ci ludzie opowiadają swoje historie z tego dnia kolejny raz, mierzą się z traumą i tamtymi doświadczeniami - przyznaje Graff.
Dziennikarz za pośrednictwem swojej strony internetowej dalej zbiera świadectwa dotyczące tragicznych wydarzeń sprzed 20 lat.
Praktycznie codziennie dostaję reakcje od czytelników książki i nowe wspomnienia z 11 września. Wiele osób ma ogromną potrzebę, żeby opowiedzieć swoją historię, przepracować, zrozumieć własne emocje i reakcje z tego dnia. To, ile relacji dostaję, wciąż mnie zaskakuje - mówi Garrett M. Graff w rozmowie z Maciejem Nyczem. Amerykanin przyznaje, że jeszcze nie wie, czy nowe relacje, które do niego spływają, przerodzą się w kolejną książkę o 11 września. Część historii, które dostaję, przekazuję do archiwów i instytucji jak 9/11 Memorial & Museum w Nowym Jorku. Inne pomogły mi przy pracy nad kolejnym materiałem w formie historii mówionej. Dla jednego z magazynów opisałem, jak z perspektywy wnętrza Białego Domu wyglądała obława na Bin Ladena w 2011 r. i jak Stany Zjednoczone doprowadziły ten aspekt wojny z terroryzmem do końca - opisuje gość RMF FM.
Swego rodzaju uzupełnieniem książki Garetta M. Graffa jest dostępny w serwisach streamingowych podcast jego autorstwa "Long Shadow".
Składa się z ośmiu odcinków. Każdy z nich jest próbą odpowiedzi na powracające pytanie dotyczące 11 września. Nie chodzi o teorie spiskowe, ale o kwestie, w przypadku których odpowiedzi stały się jasne po czasie lub musieliśmy podjąć wysiłek, żeby poprzez analizę historii zrozumieć dokładnie, co się stało - wyjaśnia Graff.