Magdalena Piekorz nagrodzona Złotymi Lwami w Gdyni za film "Pręgi", skończyła zdjęcia do nowej produkcji. "Zbliżenia" powstają na podstawie scenariusza napisanego przez nią wspólnie z pisarzem Wojciechem Kuczokiem. "Im bliżej jesteśmy siebie, tym łatwiej nam się ranić" - mówi reżyserka o swoim nowym filmie w rozmowie z Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Skończyłaś zdjęcia do trzeciej fabuły. Jakie to są emocje?

Magdalena Piekorz:
Emocje są ogromne. Przede wszystkim bardzo się cieszę, że miałam szansę - po prawie pięciu latach - znowu stanąć na planie. Było to dla mnie święto, bo uwielbiam plan filmowy, a ponieważ rzadko mi przychodzi robić filmy, to za każdym razem traktuję to jako coś absolutnie wyjątkowego. Tym bardziej, że wydaje mi się, że kino jest takim medium, które po pierwsze ma szansę dotrzeć do bardzo wielu osób, a po drugie daje szansę na prawdziwy dialog. Tego właśnie szukam w kinie. Taka szansa kolejnego dialogu z publicznością, z widzami jest dla mnie zawsze czymś absolutnie niezwykłym. Przeżywam teraz jakby taką depresję "po-zdjęciową", bo miałam fantastyczną ekipę. Po raz kolejny pracowałam na planie z Marcinem Koszałką, Dorotą Roqueplos, Kasią Sobańską, Marcelem Sławińskim i Teresą Paszkiewicz - znakomitą kierowniczką produkcji. Właściwie po raz kolejny ta sama ekipa spotkała się na planie. Czujemy się jak jedna, wielka rodzina filmowa i zawsze bardzo mi ich brakuje, kiedy schodzę z planu. Właśnie czuję teraz, jakby to wszystko zostało odcięte, więc muszę się teraz wygrzebać, żeby z dystansem wejść do montażu.

Czego dotyczą tytułowe "Zbliżenia"?


Chcieliśmy opowiedzieć o tym, że im bliżej siebie jesteśmy, tym łatwiej nam się ranić. Może dlatego, że bliskie nam osoby są w stanie więcej wybaczyć. Właściwie o tym jest film. Oczywiście bohaterkami tej historii są matka i córka, ale nie chciałam, aby tak, jak w przypadku "Pręg" była to historia o bardzo toksycznej relacji, o przemocy w rodzinie. W tym przypadku zdecydowanie jest to opowieść o ludziach, którzy się kochają, którzy są ze sobą bardzo blisko, ale równocześnie się ranią. Dotyczy to zarówno matki i córki, dwóch dorosłych kobiet. Moja bohaterka Marta, którą gra Joasia Orleańska, jest 36-letnią kobietą. Bardzo kocha swoją matkę, ale często się z nią kłóci i towarzyszą temu wielkie emocje. Z drugiej strony jest to opowieść o tej mojej Marcie i jej mężu, Jacku, którego gra Łukasz Simlat i o tym, jak ten mężczyzna musi znaleźć się pomiędzy tymi dwiema kobietami. Jak próbuje zająć jakieś stanowisko i być może też ułatwić późne rozstanie Marty z matką - matką, którą gra pani Ewa Wiśniewska. Ogromnie się cieszę, że pani Ewa zgodziła się zagrać w tym filmie, bo myślę, że rzadko pojawia się ona na wielkim ekranie, a jest to aktorka wielkiego formatu.


Ale to nie jest tak, że zajmujesz się tylko filmami - pracujesz także w teatrze.


Jest to dla mnie niesamowite, że teatr tak się na mnie otworzył - chociaż skończyłam reżyserię filmową. Nigdy nie sądziłam, że będę tyle pracowała w teatrze. Tymczasem zrobiłam już dziesięć spektakli teatralnych i to w różnych miejscach, i to różne gatunki. Chciałabym taką szansę mieć również w filmie. Najbardziej interesuje mnie człowiek, bo wydaje mi się, że niezależnie od tego czy historia dzieje się współcześnie, czy w odległej przeszłości, czy to jest komedia, dramat czy musical, to tak naprawdę w centrum tego zawsze jest człowiek. Kontekst jest sprawą równie istotną, ale jednak dla mnie decydującą jedynie o tym jaka jest aura czy też klimat filmu.

W teatrze udało mi się zrobić musical - "Olivera Twista" w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, z udziałem ponad setki aktorów i wokalistów. W Bielsku-Białej robiłam spektakl "Hotel Nowy Świat"- spektakl bez słów. Miałam wiele ciekawych doświadczeń, które dały mi szansę na wnikliwą pracę z aktorami. Realizowałam dwa spektakle w Teatrze Słowackiego w Krakowie. W jednym udało mi się popracować jeszcze z Krzysztofem Kolbergerem, którego uwielbiałam i bardzo się cieszę, że miałam szansę na to spotkanie. Spotkaliśmy się także z Marianem Dziędzielem, Anią Tomaszewską, Krzysztofem Zawadzkim - to także dla mnie szalenie ciekawe spotkania.

Czekamy bardzo na film "Zbliżenia". Mamy nadzieję, że wejdzie do kin tak szybko, jak będzie to możliwe. Jak już będziesz zadowolona z tego, co udało się zmontować. Jest jeszcze jeden film, o który chciałabym Ciebie zapytać, bo jest on też w planach. Być może pojawi się Twoja czwarta fabuła, czyli "Kasika Mowka".


Bardzo się cieszę, że poruszyłaś ten temat, ponieważ jest to tytuł książki Katarzyny Nowak. Książki, która poruszyła mną absolutnie i z resztą zdarzyło się to w sposób bardzo miły. Kasia odnalazła mnie na Facebooku i napisała do mnie. Zaproponowała mi, żebym przeczytała i zapoznała się z tą książką. Jest to niesamowita historia dziewczynki wychowywanej przez babcię. Jest to również historia o rodzącym się złu i wielu różnych ciekawych rzeczach. Dzieje się to w krakowskiej kamienicy, więc w ciekawym miejscu, dającym wiele ciekawych rozwiązań wizualnych. Ten tekst już w formie scenariusza napisanego przez nas wspólnie - tzn. ja adaptowałam wspólnie z Kasią jej książkę, także jej wkład jest zdecydowanie większy - jest w tej chwili w rękach pani Małgorzaty Jurczak. Mam nadzieję, że zaraz po ukończeniu prac nad "Zbliżeniami" ten projekt zacznie żyć własnym życiem i że uda się doprowadzić do zdjęć i jednocześnie skrócić tę długą przerwę, jaką miałam pomiędzy kolejnymi filmami.