Mimo zakazów, aresztowań i padającego śniegu zwolennicy białoruskiej opozycji od wczoraj koczują w namiotach na Placu Październikowym w Mińsku. Kilkanaście namiotów otacza kordon młodych ludzi trzymających się pod ręce.

REKLAMA

Zwolennicy białoruskiej opozycji całą noc czuwali w centrum Mińska. Większość to studenci. Niektórzy z nich jeżdżą do akademików, by się rozgrzać i wziąć potrzebne rzeczy, a potem wracają na plac. Wszędzie powiewają biało-czerwono-białe flagi niezależnej Białorusi, gra muzyka:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Jak donosi specjalny wysłannik RMF w Mińsku Krzysztof Zasada wokół placu jest mnóstwo patroli specnazu, kontrolują wszystkich młodych ludzi, sprawdzają co mają w plecakach, szukają przede wszystkim namiotów.

Wolności a przede wszystkim prawdy domagały się wczoraj tysiące ludzi zgromadzonych na Placu Październikowym. Uczestnicy wiecu nie mają wątpliwości, że wybory zostały sfałszowane. Przemawiający do tłumu Milinkiewicz nazwał niedzielne wybory przewrotem w kraju: My wolny naród białoruski nigdy nie uznamy takich wyborów. Na wezwanie organizatorów, na placu wzorem pomarańczowej rewolucji stanęło kilka namiotów. Ludzie roznosili ciepłą herbatę: Sytuacja jest bardzo napięta - mówili. I jak przyznają uczestnicy wiecu białoruska rewolucja ma o wiele mniejszy rozmach niż to co działo się na Ukrainie. Tam ludzie jeszcze bardzo się boją.

4 doradców kandydata opozycji w wyborach prezydenckich - Aleksandra Milinkiewicza – zostało zatrzymanych. Aresztowano ich, gdy wychodzili z Placu Październikowego, gdzie całą noc czuwali zwolennicy opozycji.

Dżinsowa rewolucja w Mińsku

Pokojowe rewolucje w ciągu ostatnich dwóch lat zmiotły sporą cześć niepopularnych reżimów na terenie byłego Związku Radzieckiego. Choć prezydenci Kazachstanu czy Uzbekistanu w zarodku likwidowali rewolucyjne zagrożenie. Czy w Mińsku można się teraz spodziewać „dżinsowej rewolucji”, nazywanej tak ze względu na ulubiony strój opozycjonistów?

Jeszcze kilka tygodniu temu trudno było sobie wyobrazić, że w Mińsku możliwe są jakiekolwiek poważniejsze akcje przeciwników Łukaszenki. Jednak nawet duże demonstracje wcale nie oznaczają jeszcze przegranej białoruskiego prezydenta, który ciągle twardo trzyma władzę w ręku, mimo że jak dotąd nie rozpędził manifestantów. Rządząca elita nie jest jednak podzielona jak to było na Ukrainie. Także większość społeczeństwa popiera Łukaszenkę, stąd szanse na jego odejście są minimalne. Chyba, że w centrum Mińska pojawią się nie tysiące a setki tysięcy jak nieco ponad rok temu w Kijowie.