Kilkadziesiąt osób zatrzymano podczas protestów w stolicy Chile Santiago w 40. rocznicę puczu gen. Augusto Pinocheta. Policja starła się z manifestantami. Siły porządkowe zatrzymały protestujących, którzy wznosili barykady, rzucali kamieniami i butelkami z benzyną. Podpalili także autobus.
W stolicy wysłano na ulice 8 tys. policjantów, którzy mieli zapobiec zamieszkom. Protesty i rozruchy towarzyszyły jednak rocznicom zamachu, w którym obalono prezydenta Salvadora Allende, także w poprzednich latach.
Centroprawicowy prezydent Chile Sebastian Pinera podkreślił w czasie obchodów, że nadszedł czas narodowego pojednania. Jestem przekonany, że znakomita większość Chilijczyków czuje, że pokój i pojednanie są konieczne i że po 40 latach nadszedł czas nie na to, by zapomnieć, ale by pokonać traumatyczne przeżycia z przeszłości - oświadczył Pinera podczas ceremonii rocznicowej. Dodał jednak, że obalenie Allende "było przewidywalnym rezultatem wielokrotnego pogwałcenia prawa" przez socjalistycznego prezydenta.
Była prezydent Michelle Bachelet zbojkotowała oficjalne obchody rocznicowe. Jej ojciec, generał sił powietrznych Alberto Bachelet, który pozostał lojalny wobec Allende, został po zamachu aresztowany, poddany torturom i zabity. Była prezydent uczciła rocznicę, odwiedzając Villę Grimaldi, byłe więzienie, gdzie ona i jej matka były przetrzymywane i torturowane.
Liczbę zamordowanych i tych, którzy "zniknęli" (desaparecidos) w okresie dyktatury Pinocheta (1973-90) szacuje się na 3-10 tysięcy, a torturowanych na 38 tysięcy. W sądach w Chile nadal toczy się ponad tysiąc spraw przeciw osobom, które dopuściły się łamania praw człowieka w latach rządów wojskowej junty.
(MRod)