Według amerykańskich śledczych, zaginiony samolot malezyjskich linii lotniczych był w powietrzu jeszcze przez mniej więcej cztery godziny, po ostatnim potwierdzonym kontakcie i lokalizacji. Jak twierdzi „Wall Street Journal” sprawdzana jest między innymi możliwość celowego wyłączenia transpondera i przekierowania samolotu w zupełnie inne rejony.
Dziennikarze "Wall Street Journal" powołuje się na dwie osoby, bliskie śledztwu. Osoby te spekulują, że transponder mógł zostać wyłączony celowo, a samolot mógł być w powietrzu jeszcze przez cztery godziny.
To oznaczałoby, że samolot z 239 osobami na pokładzie mógł dolecieć do granic Pakistanu lub Oceanu Indyjskiego, czy Morza Arabskiego.
Jeszcze wczoraj przedstawiciel Malaysia Airlines w Pekinie zapewniał, że załoga nie spowodowała zniknięcia Boeinga 777.
Dyrektor handlowy biura Malaysia Airlines w Pekinie Hugh Dunleavy powiedział Reuterowi, że "nie ma powodu sądzić, że było cokolwiek, jakiekolwiek działania załogi, które spowodowały zniknięcie samolotu".
Władze Malezji wciąż nie są w stanie powiedzieć, co stało się z lecącym do Pekinu samolotem, który zniknął w sobotę z radaru krótko po wylocie z Kuala Lumpur. Na pokładzie znajdowało się 239 osób, w tym 227 pasażerów; 153 osoby pochodziły z Chin kontynentalnych.
Według ostatnich doniesień malezyjskiej armii radar wykazał, że maszyna zmieniła kurs w stronę cieśniny Malakka, kilkaset kilometrów dalej od miejsca ostatniej lokalizacji samolotu odnotowanej przez służby lotnictwa cywilnego. Radar w bazie wojskowej wykrył samolot niedaleko Pulau Perak, skalistej wyspy w północnej części cieśniny Malakka.
(j.)