​Kamery drogowe i ograniczenie szybkości wprowadzone zostaną na miejscu wczorajszego wypadku z udziałem męża brytyjskiej królowej, księcia Filipa. 97-latek wyszedł z niego bez szwanku, ale jego samochód się przewrócił. W chwili kraksy sędziwy arystokrata siedział za kierownicą. Brytyjski media komentują to zdarzenie bardzo ostrożnie.

Z opisu świadków wynika, że samochód przyłączał się do ruchu z drogi podporządkowanej i miał zostać oślepiony przez słońce.

Księcia Filipa wydobyto go zakrwawionego z samochodu i przewieziono do posiadłości królowej w Sandrigham, która położona jest w hrabstwie Norfolk, niedaleko miejsca wypadku. Nie trafił do szpitala. Po oględzinach królewski lekarz doszedł do wniosku, że nie zagraża jego życiu niebezpieczeństwo. Książę poddany został także badanu alkomatem, z wynikiem negatywnym.

Co charakterystyczne, nikt nie mówi w tym przypadku o winie, a tym bardziej o karze. Ludzie starzeją się w różnym tempie. Każdy ma prawo kierować samochodem do późnego wieku, jeśli zdrowie mu na to pozwala - zaznaczył komentator telewizji Sky, który na co dzień zajmuje się rodzina królewska.

Inni komentatorzy zachowują podobną ostrożność w osądach. Zgodnie z prawem, książę co trzy lata przechodzi badania lekarskie, by móc nadal prowadzić samochód. Jest bardzo niezależny. Jedyną osobą, która mogłaby mu tego zabronić jest jego żona, królowa Elzbieta II.

W samochodzie, który wjechał w Land Rovera księcia znajdowało się małe dziecko i dwie dorosłe kobiety. Odniosły one obrażenia, jedna ma złamaną rękę.

Nie wiadomo z jaką szybkością jechał książę, ale wszystko wskazuje na to, że nie zachował należytej uwagi. Na miejscu pasażera siedział jego ochroniarz.

Autor: Bogdan Frymorgen
Opracowanie: Adam Zygiel