Dopiero za kilkanaście dni poznamy dokładną liczbę Polaków zaginionych we Włoszech. Jak dowiaduje się RMF FM - może chodzić nawet o kilkuset naszych rodaków, którzy wyjechali do pracy na Półwyspie Apenińskim i tam przepadli bez wieści.
Kilka tygodni temu polska i włoska policja zlikwidowały jeden z takich obozów w okolicach Bari. Uwolniono wtedy ponad 100 Polaków. Część z nich zaczęła składać zeznania. Po uruchomieniu specjalnego numeru telefonów, na policję zaczęli zgłaszać się kolejni poszkodowani, a także rodziny osób, które wyjechały do Włoch.
Prowadzący śledztwo postanowili więc sprawdzić, ilu Polaków wyjechało do pracy we Włoszech i z iloma jest do dziś kontakt.
Ze wstępnego raportu policji wynika, że w ostatnich pięciu latach do Włoch wyjechało kilkadziesiąt tysięcy osób, większość z nich do pracy na czarno. Z nawet tysiącem Polaków od kilku lat lub kilkunastu miesięcy nie ma żadnego kontaktu. Ślad po nich zaginął.
Policjanci podejrzewają, że część z tych osób mogła albo umrzeć na plantacjach, albo zostać zamordowana. O śmierci z wycieńczenia oraz o zabójstwach opowiadają bowiem funkcjonariuszom ludzie, którzy przeżyli koszmar włoskich obozów pracy. Jest duże prawdopodobieństwo, że wśród tych zgłoszonych zaginionych będą osoby, w stosunku do których używano przemocy, które wywieziono z obozów w nieznanym kierunku, które w pewnym momencie zniknęły - mówi radiu RMF prowadzący śledztwo inspektor Józef Olszowski.
Są tacy świadkowie, którzy opisują, że znana im osoba jako na przykład Władek z okolic Krosna, zaprotestowała przeciwko traktowaniu. W konsekwencji została bardzo dotkliwie pobita do utraty przytomności, po czym została wrzucona do bagażnika samochodu i wywieziona w nieznanym kierunku - dodaje Olszowski.
Funkcjonariusze potwierdzili na razie kilka samobójstw i tajemniczych zgonów wśród pracujących we Włoszech. Dokładną liczbę osób, które zaginęły na Półwyspie Apenińskim poznamy najwcześniej pod koniec przyszłego tygodnia.