Fala upałów panujących od kilku dni w stanach środkowego zachodu USA spowodowała śmierć co najmniej 5 osób. Służby badają kolejne przypadki zgonów, których powodem mogło być przegrzanie.
Władze Saint Luis potwierdziły, że wysokie temperatury były przyczyną śmierci co najmniej trzech osób. W Chicago z powodu przegrzania organizmu zmarło dwóch mężczyzn.
Biuro koronera hrabstwa Cook, na terenie którego położone jest Chicago, bada kolejne cztery zgony. W domach bez działających klimatyzatorów znaleziono ciała dwóch starszych kobiet.
W podobnych okolicznościach zmarła 83-letnia kobieta w stanie Wisconsin. Z kolei policja w stanie Tennessee prowadzi śledztwo w sprawie śmierci dwóch braci. Istnieje podejrzenie, że dzieci zmarły z powodu wysokich temperatur. Sytuacja niektórych mieszkańców USA jest wyjątkowo trudna, bo po gwałtownych burzach, które przeszły nad Ameryką tydzień temu, wciąż nie udało się usunąć wszystkich awarii zasilania. W 11 stanach, głównie tych położonych na wschodnim wybrzeżu, elektryczności nie ma wciąż ponad 546 tys. osób.
W Chicago trzy dni pod rząd termometry pokazywały ostatnio ponad 37,7 st. Celsjusza. Zdarzyło się to do tej pory zaledwie dwa razy w historii tego miasta: w lipcu 1911 roku i sierpniu 1947. W piątek zanotowano 38,8 st. Celsjusza już o godz. 14. lokalnego czasu. Tzw. heat index, czyli temperatura odczuwalna przekraczała 40,5 st. Celsjusza.
Władze Chicago zaapelowały do mieszkańców miasta o ostrożność. Miejskie służby sprawdzają, co dzieje się z ludźmi starszymi i chorymi. Z kolei we wszystkich chicagowskich szkołach publicznych odwołano wczoraj letnie zajęcia dla dzieci i młodzieży. Mieszkańcy Chicago pamiętają upały z lipca 1995 r., kiedy z powodu gorąca zmarło w mieście ponad 700 osób.