​W Chinach wypuszczono na wolność mężczyznę, który spędził 23 lata w więzieniu z powodu zarzutów o gwałt i morderstwo. Okazało się bowiem, że był niewinny.

W 1995 roku w chińskiej prowincji Jilin znaleziono ciało kobiety. Było ono w stanie rozkładu, zakopane nieopodal torów kolejowych. Sekcja zwłok wykazała, że przed śmiercią 20-latka została zgwałcona. Służby rozpoczęły śledztwo. Zaledwie miesiąc później zatrzymali młodego Jina Zhehonga.

Mężczyzna został skazany na karę śmierci. Odwołał się do wyroku, twierdząc, że zeznania wymuszono torturami. Od tamtej pory sąd podtrzymywał wyroki, ale Jin nadal odwoływał się, wobec czego wykonanie kary zostało odkładane w czasie.

W 2014 roku chińskie media opublikowały o sprawie raport, który rzucał nowe światło na historię zabójstwa 20-latki. Ponownie rozpoczęto dochodzenie. W marcu 2018 roku sąd ogłosił, że dowody na rzekomą zbrodnię Jina są niewystarczające i trzeba na nowo otworzyć sprawę.

W aktach bowiem nie było żadnego bezpośredniego dowodu, nie było także zeznań świadków. Wyrok wydano w oparciu o zeznania Chińczyka. Jego prawnicy zauważali nieścisłości - na ciele zamordowanej kobiety były ślady po papierosach, kiedy sam Jin nigdy nie palił. Dodatkowo miał alibi - w dniu zabójstwa był na pogrzebie swojego ojca.

Sąd w Jilin zdecydował, że Zhehong jest niewinny. Po 23 latach mężczyzna wyjdzie na wolność. 50-latek porusza się o kulach i podczas procesu wielokrotnie płakał.

Mężczyzną zajmie się teraz rodzina. W domu czeka na niego m.in. syn, który był mały, kiedy jego ojciec został skazany. Przez całe życie widziałem mojego tatę za kratkami. Wizyty miały limit do 20 minut. Łącznie widziałem się z nim może przez cztery godziny - mówi syn. Chcę, by mój ojciec poznał świat - dodaje. Jin będzie mógł zażądać od państwa odszkodowania.

(az)