"To jest wyjątkowa szansa na to, żeby w Turcji zmieniła się władza, żeby opozycja bezprecedensowo zjednoczona, mimo bardzo wielkich różnic historycznych i programowych pomiędzy tymi partiami, które składają się dzisiaj na tak zwany sojusz narodowy, żeby sięgnęła po władzę" - mówił w Radiu RMF24 dr Witold Sokała z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, ekspert Fundacji Point. W najbliższą niedzielę w Turcji odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne określane mianem wyborów stulecia. Kolejny raz chrapkę na władzę ma rządzący od dwudziestu lat Recep Erdogan, a przeciwko niemu zjednoczona opozycja wysunęła jednego wspólnego kandydata.
Czy rzeczywiście te wybory mają szansę zmienić władzę? Jak twierdzi ekspert, tym razem Erdogan ma największe w historii swoich rządów powody do obaw.
Kluczowe jest tu niepowodzenie polityki gospodarczej Erdogana. On na tym budował kiedyś swoje poparcie, na tym wizerunku bardzo sprawnego menedżera, jeszcze jako burmistrz. Pokazał się z bardzo dobrej strony. Potem kariera rządowa. Natomiast coś przestało działać po drodze. Wyczerpał się pewien model zarządzania. Taki skrajnie statystyczny, związany z koncentrowaniem decyzji w jednym ręku, ręku prezydenckim - mówił gość Tomasza Terlikowskiego.
Turcja od wielu lat zmaga się z bardzo wysoką inflacją. Według szacunków ostatnich miesięcy, nieoficjalnie liczona przez niezależne ośrodki, sięgnęła 200 proc.
W Polsce mamy kilkukrotnie mniejszą inflację i odczuwamy jej skutki, więc można sobie wyobrazić, do jakiej pauperyzacji w Turcji to prowadzi. Jest to dzisiaj główny problem, który bardzo bije w wizerunek partii rządzącej. Swoje dołożyło wielkie trzęsienie ziemi, gdzie też były bardzo poważne i uzasadnione głosy, że władza kierowana przez Erdogana zlekceważyła problem i że sobie z nim nie radzi. To jest wyjątkowa szansa na to, żeby w Turcji zmieniła się władza, żeby opozycja bezprecedensowo zjednoczona, mimo bardzo wielkich różnic historycznych i programowych pomiędzy tymi partiami, które składają się dzisiaj na tak zwany sojusz narodowy, żeby sięgnęła po władzę - mówił doktor.
Erdogan bardzo mocno przykręcił śrubę tzw. liberalnej demokracji, a więc zaczął masowo łamać prawa mniejszości, tłamsić media, wsadzać przeciwników do więzień na ogromną skalę itd. Opozycja mówi, że ona to wszystko odkręci. To byłaby gigantyczna zmiana o 180 stopni w polityce wewnętrznej. Paradoks polega na tym, że w polityce zagranicznej pole manewru jest relatywnie niewielkie i oczekiwana zmiana może być niska. Ona może być zmianą stylu, bo Erdogan wypracował swój specyficzny styl zaskakiwania bardzo gwałtownymi, dramatycznymi ruchami i ostrego formułowania pewnych stanowisk w polityce zagranicznej - podkreślał Sokoła.
Niewątpliwie zmianą byłoby nowe otwarcie w stosunkach z Zachodem.
Dzisiaj opozycja mówi, że owszem, bardzo chciałaby wrócić do rozmów z Unią Europejską, tylko że po stronie Unii nie za bardzo sobie wyobrażam w dzisiejszych uwarunkowaniach wewnątrz, żeby na serio ktoś rozmawiał z Turkami o akcesji. Nawet gdyby wygrała opozycja i gdyby uzyskała wewnętrzny konsensus, co do charakteru tych rozmów po stronie opozycyjnej, wypracowanie spójnego programu na tak trudne, wielopłaszczyznowe negocjacje jak te, które by się musiały toczyć z Unią Europejską, będzie niełatwe - mówił.
Opozycja mówi też o chęci powrotu do programu F-35, co jak twierdzi doktor, za Erdogana na pewno nie będzie miało miejsca. Zmiany w polityce byłyby raczej stopniowe.
W kwestiach ukraińskich spodziewałbym się niewielkich zmian, bo politycy opozycyjni mówią wprost, że obecny charakter stosunków z Rosją generalnie im odpowiada i wynika z tureckich interesów. To jest jednak takie lawirowanie, cieszenie się tym, że osłabiona Rosja nareszcie musi rozmawiać z Turcją jak równy z równym. To jest przede wszystkim bardzo skomplikowany system powiązań gospodarczych, ale też pewnych interesów strategicznych i rywalizacji w takich regionach, jak np. Kaukaz, Syria itd. Wobec samej Ukrainy nie byłoby dramatycznej zmiany - mówił Witold Sokała.
Faktyczne, przełomowe zmiany, których można się spodziewać to kwestie dotyczące członkostwa Szwecji w NATO.
To byłby pewien gest, który niewątpliwie odblokowałby tureckie możliwości, gdyby opozycja wygrała i chciała na serio rozmawiać z Amerykanami o programie F-35 i o pogłębieniu struktur integracyjnych. To byłby taki gest polityczny, którego Zachód oczekuje - mówił.
Jak mówi doktor na korzyść obecnego prezydenta przemawia ogromne doświadczenie i płynąca z tego kompetencja w polityce zagranicznej.
W mniejszym stopniu posiada je jego rywal 74-letni Kemal Kilicdaroglu, przewodniczący opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej. W niewielkim stopniu te jego doświadczenia były związane właśnie z polityką zagraniczną czy bezpieczeństwa, więc tutaj niewątpliwie byłby mniej samodzielny. Bardziej musiał polegać na doradcach i to w jakimś stopniu, przynajmniej w pierwszym okresie, mogłoby hamować jego asertywność. Kiedy on hipotetycznie usiadłby w fotelu prezydenta, to będzie zależny od ugrupowań parlamentarnych w znacznie mniejszym stopniu niż jest dzisiaj, jako lider opozycji i będzie mógł im próbować narzucić różne rzeczy. Niewątpliwie dla partnerów zewnętrznych, ale i dla Zachodu z jednej strony NATO i Unii Europejskiej, ale też dla Rosji i Chin bardzo ważnego gracza, zwiększyłoby to możliwości rozgrywania zaplecza prezydenta np. przeciwko sobie i wpływania w ten sposób na jego ostateczną politykę.
Opracowanie: Emilia Witkowska