Po blisko 12-godzinnej debacie parlament Serbii zatwierdził skład nowego rządu premiera Ivicy Daczicia. Zatwierdzenie składu koalicyjnego gabinetu kończy blisko trzymiesięczny okres politycznych przepychanek, które rozpoczęły się po wyborach parlamentarnych z 6 maja.
W skład rządu Daczicia weszły trzy ugrupowania: Serbska Partia Socjalistyczna (SPS) Daczicia, nacjonalistyczna Serbska Partia Postępowa (SNS), którą do niedawna kierował nowy prezydent Serbii, Tomislav Nikolić, oraz liberalne ugrupowanie Zjednoczone Regiony Serbii (URS). Łącznie dysponują one 131 mandatami.
Dojście do władzy rządu złożonego głównie z socjalistów z SPS i nacjonalistów z SNS zostało uznane w stolicach europejskich za zagrożenie dla procesu zbliżenia Serbii z UE. Serbia otrzymała bowiem w marcu status oficjalnego kandydata do Unii. Jedynym warunkiem, jaki musi spełnić, by rozpocząć negocjacje, jest poprawa relacji z Kosowem.
Do niepokojów Zachodu Daczić odniósł się w oficjalnym wystąpieniu. Podkreślił w nim, że kraje Unii nie powinny obawiać się odrodzenia nacjonalizmu w Serbii. Co więcej, "przyspieszenie integracji z Europą" określił mianem jednego z najważniejszych zadań swego rządu. Zapewnił także o gotowości do współpracy w celu rozwiązania problemu Kosowa, dawnej serbskiej prowincji, która w 2008 roku ogłosiła niepodległość. Zaznaczył jednak, że nigdy nie uzna jego suwerenności.
Nowy gabinet i premiera poparło 142 deputowanych; przeciwnych było 72 posłów. Parlament liczy 250 posłów. Koalicja zastąpi w sprawowaniu władzy popieraną przez Zachód Partię Demokratyczną (DS), której członkowie byli od 2001 roku nieprzerwanie premierami Serbii. Z ugrupowania tego wywodzi się również były prezydent Boris Tadić, pokonany przez Nikolicia w drugiej turze wyborów 20 maja.
Ivica Daczić podczas wojny na Bałkanach w latach 90-tych był rzecznikiem serbskiego prezydenta Slobodana Miloszevicia. Miloszević zmarł sześć lat temu w areszcie w Hadze, gdy trwał jego proces przed trybunałem ONZ ds. zbrodni wojennych na terenie byłej Jugosławii.