Media syryjskie poinformowały, że rząd Syrii wysyła wojska na północ, by stawić czoło tureckiej ofensywie. Reuters podaje, że rząd Syrii i siły kurdyjskie prowadzą negocjacje w rosyjskiej bazie lotniczej Hmejmim w Latakii. Jak podały syryjskie media, regularne wojska mają za zadanie przeciwstawić się "agresji tureckiej armii".
Według proirańskiej libańskiej stacji satelitarnej Al-Majadin syryjskie oddziały rządowe mają w ciągu 48 godzin trafić do miasta Ajn al-Arab (kurd. Kobane) kontrolowanego przez kurdyjskie milicje Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) oraz do pobliskiego miast Manbidż, które jest pod kontrolą sojuszników YPG. TASS podaje, że syryjskie wojska dotarły już do Manbidżu.
Według wysokiej rangi polityka Kurdyjskiej Demokratycznej Partii Postępowej Ahmeda Sulejmana, z którym rozmawiała agencja Reutera, rząd Syrii prowadzi w Hmejmimie rozmowy z Syryjskimi Siłami Demokratycznymi (SDF), którym przewodzą milicje YPG.
Biuro prasowe SDF odmówiło skomentowania tej informacji, Reuters nie zdołał też jej potwierdzić w służbach prasowych rządu w Damaszku.
Sulejman powiedział, że rozmowy mogą zostać przeniesione do Damaszku i wyraził nadzieję, iż negocjacje doprowadzą do "porozumienia, które powstrzyma wojnę", jaka może mieć katastrofalne skutki dla "obywateli Syrii mieszkających na wschód od Eufratu".
Kurdyjska Demokratyczna Partia Postępowa, jedna z najstarszych kurdyjskich formacji politycznych w Syrii, nie wchodzi w skład autonomicznej administracji, jaką SDF i inne kurdyjskie ugrupowania ustanowiły w północnej Syrii.
Wcześniej prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powiedział na konferencji prasowej w Stambule, że celem tureckiej ofensywy jest opanowanie szerokiej na około 30 km strefy przygranicznej od Ajn al-Arab na zachodzie po miasto Hasaka na wschodzie.
Szef Pentagonu Mark Esper ostrzegł, że ofensywa Turcji w Syrii posunie się dalej niż planowano, a siły USA wycofają się na południe, zanim wyjadą z Syrii.
Waszyngton nabrał przekonania, że atakowani Kurdowie próbują "zawrzeć porozumienie" z regularną armią syryjską i Rosją, by móc przeciwstawić się Turcji - dodał minister.
Turecka ofensywa ruszyła w środę po ogłoszeniu przez Trumpa decyzji o wycofaniu żołnierzy amerykańskich z północnej Syrii. Kurdowie określili ją jako "cios w plecy".
W sobotę, podczas wiecu wyborczego, Trump bronił swej decyzji o wycofaniu oddziałów, tłumacząc, że USA spełniły swoją misję na Bliskim Wschodzie, ponieważ pokonały Państwo Islamskie (IS) - podała CNN.
Również w sobotę milicje YPG zaapelowały do USA o "wywiązanie się z moralnego obowiązku" i zamknięcie przestrzeni powietrznej nad obszarem konfliktu. Poinformowały też, że działania wojenne, w tym samym okresie co Turcja, podjęli dżihadyści z IS i Kurdowie muszą prowadzić wojnę na dwóch frontach.
AP przypomina, że przez pięć lat YPG były najważniejszym sojusznikiem USA w walce z IS.
Turcja inwazję rozpoczęła w środę. Jest ona wymierzona właśnie w siły YPG, które Ankara uważa za terrorystów; stanowią one trzon Syryjskich Sił Demokratycznych, które odegrały decydującą rolę w walce z IS w Syrii.