Rada Federacji, izba wyższa parlamentu Rosji, zwróciła się do prezydenta Władimira Putina o zerwanie stosunków dyplomatycznych z Estonią. To reakcja na zdemontowanie minionej nocy pomnika żołnierzy radzieckich w Tallinie.
Dość szydzenia z martwych i naigrywania się ze zwycięstwa w II wojnie światowej - oświadczył przewodniczący Rady Federacji Siergiej Mironow, uzasadniając wniosek do prezydenta o zerwanie stosunków z Estonią. Członkowie izby poparli tę inicjatywę
jednomyślnie. Podjęcia "zdecydowanych kroków" przeciwko Estonii zażądali od Kremla również deputowani do Dumy Państwowej, izby niższej parlamentu.
Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Konstantin Kosaczow ocenił postępowanie władz Estonii jako "barbarzyństwo" i "bluźnierstwo". Podobne działania ze strony Tallina nie mają żadnego uzasadnienia moralnego i politycznego - podkreślił Kosaczow na posiedzeniu izby.
Natomiast MSZ Rosji określiło demontaż pomnika - wielkiego posągu z brązu, przedstawiającej żołnierza Armii Czerwonej - mianem kroku "bluźnierczego" i "nieludzkiego". Zapowiedziało też "konkretną reakcję" Moskwy na to wydarzenie.
Demontaż pomnika w Tallinie sankcjonuje ustawa o likwidacji "zakazanych budowli", czyli takich, które gloryfikują 50-letnią radziecką okupację Estonii. Premier Andrus Ansip określił nawet monument jako "symbol sowieckiej okupacji". Plany rozbiórki dwumetrowego pomnika i przeniesienia na cmentarz wojskowy prochów kilkunastu żołnierzy, pochowanych w pobliżu monumentu, od wielu miesięcy wywoływały ostre protesty Rosji i rosyjskiej mniejszości w Estonii, stanowiącej około jednej trzeciej mieszkańców kraju.
W wyniku starć z policją, jakie w odpowiedzi na to posunięcie wybuchły w nocy na ulicach estońskiej stolicy sprowokowali rosyjskojęzyczni obrońcy monumentu, śmierć poniosła jedna osoba, a 44 zostały ranne. Policja zatrzymała ponad 300 uczestników zajść.